wtorek, 28 kwietnia 2015

O MARZENIACH RAZ JESZCZE...



Dziś chciałam Wam jeszcze raz poruszyć temat marzeń. Miesiąc temu napisałam post o podobnej tematyce, który dotyczył spełnienia marzenia Sanderki  http://motyleaniolowiewojownicy.blogspot.com/2015/03/marzenia.html.

Moi znajomi (i nieznajomi :) ), którzy podglądają mój facebookowy profil wiedzą, że w ostatnią niedzielę dzięki wspaniałym niezwykle empatycznym i gotowym do działania  przyjaciołom udało się spełnić marzenie Madzi (opowiadałam o niej w poście  http://motyleaniolowiewojownicy.blogspot.com/2015/03/madzia.html), która marzyła o różowym laptopie 


Wystarczył jeden wpis na tablicy, a w ramach tej samej akcji inna Wojowniczka, która też marzyła o takim sprzęcie również go otrzyma na dniach.

 W niedzielę, kiedy przekazywaliśmy laptop Madzi jej uśmiech, niesamowita radość i błysk w oczach uświadomił mi jedno. W tak stosunkowo prosty sposób kilka osób sprawiło, że to dziecko choć na chwile oderwało myśli od codzienności, której na imię nowotwór. Ta chwila szczęścia, takiego namacalnego, które wypełniło całe otoczenie była tak mistycznym przeżyciem, że dotarło do mnie, jak ważną jest rozmowa marzeniach, tych przyziemnych, czasem tak prostych do realizacji, a o których tak rzadko myślimy pomagając w ratowaniu życia i zdrowia.

Wiadomym jest, że osoby doświadczające piekła choroby (nieważne, czy własnej czy swojego najbliższego) marzą przede wszystkim o powrocie do zdrowia, o skutecznym leczeniu, o szansie na zdrowi i życie. To jest priorytetem. Wiele osób walczy o realizację tych marzeń organizując zbiórki pieniędzy, szukając alternatywnych metod leczenia w kraju i za granicą, nawiązując kontakty z lekarzami. 

W tych akcjach tak często zapominamy, że beneficjenci naszej pomocy mogą pragnąć codzienności, dla nas takiej szarej. A dla nich ta chwila normalności to chwila ogromnego szczęścia.
Wiem, że Wojownicy i ich najbliżsi mają inne priorytety, że marzenie o zdrowiu spycha wszystkie inne na drugi plan. Często wstydzą się też powiedzieć głośno, że marzą o czymś przyziemnym, zwykłym, bo boją się ocen, że wykorzystują chorobę do wzbogacenia się.

Drodzy Pomagacze - spytajcie tych, których otoczyliście swym ramieniem o marzenia, te zwykłe. Te, które można spełnić ot tak, bez większego wysiłku. Samemu lub wspólnie z przyjaciółmi. Uśmiech Wojownika w zamian za wymarzony zestaw klocków Lego czy konsolę PSP, radość Księżniczki z wyśnionej lalki Barbie czy bonu zakupowego do sieciówki jest czymś niezwykłym, rozpala słońce, rozwija tęczę, wyzwala endorfiny i sprawia, że ich szczęście staje się naszą radością. Łzy wzruszenia są zdrowymi łzami. 

Niektórzy może powiedzą, że przecież są fundacje, które spełniają takie marzenia. Tak - macie rację, tylko ilość marzycieli przerasta ich możliwości, a czasem tak łatwo te organizacje wyręczyć w szybki i prosty sposób. Całego świata nie zmienimy, ale świat jednej, dwóch czy trzech osób, choćby na krótką chwilę już tak.

"Uszczęśliwianie innych jest marzeniem szczęśliwych ludzi" Phil Bosmans


P.S. Specjalne podziękowania dla moich Przyjaciół, którzy natychmiast włączyli się w akcję "różowy laptop", w szczególności dla Ani i Moniki. 

    Brak komentarzy:

    Prześlij komentarz

    Dziękuję za Twój komentarz. Jeśli nie jest obraźliwy dla mnie, odwiedzających to miejsce lub bohaterów moich wpisów wkrótce zostanie opublikowany.