środa, 29 czerwca 2016

DOM...



Do późnej nocy rozmawiałam wczoraj z kolejną osobą, która postanowiła mi zaufać i poprosić o pomoc.
O dramacie Państwa Giełdoniów z małopolskiego Bałwałdu cała Polska usłyszała niemal równo rok temu, 8 lipca 2015. To wtedy na dom tej ośmioosobowej rodziny podczas jednej z letnich nawałnic przewróciło się drzewo. Uszkodzenia budynku okazały się być tak poważne, że rodzina musiała przenieść się do lokalu zastępczego. Oczywiście ruszyła fala pomocy tak lokalnej, jak ogólnopolskiej. Bo przecież trzeba pomóc ludziom odbudować dom. Bo przecież to dom daje poczucie stabilizacji i gwarancję bezpieczeństwa. I wszystko miało się ułożyć. Ale.... No własnie. 

Przez błędną decyzję urzędniczą żadna z ekip remontowo - budowlanych nie zdecydowała się na podjęcie prac remontowych. Bo jak remontować ściany budynku, gdy decyzja PINB nie pozwala na poruszenie jego stropu???? Absurd? Tak. Ale urzędnik do dziś nie widzi swojego błędu. Na nic zdała się liczna korespondencja, odwołania, próby rozmów. I tak minął rok, podczas którego uszkodzony budynek wystawiony na działanie czynników atmosferycznych nie nadaje się do remontu. Ostatnią decyzją, jaką otrzymała rodzina był nakaz rozbiórki budynku i wybudowanie go od nowa. 
Rodzina dzięki pospolitemu ruszeniu sprzed roku była przygotowana finansowo na remont starego budynku. Tych 170.000,00 zł zgromadzonych dzięki ofiarności tysięcy wrażliwych ludzi dawało gwarancję, że wrócą w krótkim czasie "na swoje". Dziś wiadomo, że przez jedną błędną decyzję urzędnika państwowego zgromadzone środki wystarczą na rozbiórkę starego budynku i postawienie nowego co najwyżej w stanie surowym zamkniętym. I co dalej? Przecież dom musi mieć przyłącza elektryczne i hydrauliczne, musi mieć podłogi, tynki na ścianach. Przez jeden błąd człowieka na stanowisku dziś potrzeba 250.000,00 zł. By rodzina Państwa Giełdoniów, doświadczona nie tylko zdarzeniem losowym sprzed roku, ale również chorobą nowotworową Pana Andrzeja, za którą do dzisiaj muszą płacić zobowiązania zaciągnięte na leczenie, mogła wrócić do siebie, do swojego domu.

I tu prośba, którą wczoraj usłyszałam ja, a dziś proszę Was w ich imieniu - pomóżmy im zebrać brakujących 80.000,00 zł, które pozwolą tej rodzinie pokonać wszystkie kłody, jakie los rzuca im pod nogi od lipca 2015. W chwili obecnej rodzina czeka na oficjalny kosztorys rozbiórki i odbudowy. Ale już jest ekipa, która zaoferowała wykonanie wszystkich potrzebnych prac - od rozbiórki starego budynku po przekazanie kluczy do nowego domu - właśnie za tych 250.000,00 zł. 
Rodzina jest objęta opieką Fundacji KAWAŁEK NIEBA http://www.kawalek-nieba.pl/?p=1502, dzięki której została uruchomiona zbiórka na SiePomaga https://www.siepomaga.pl/stacilismy-wszystko.

Państwo Giełdoń - Pan Andrzej i Pani Zosia nie siedzą i nie czekają na mannę z nieba. To oni załatwiają wszelką korespondencję z urzędnikami, rozmawiają z ekipą, kontaktują się z prawnikami. Ale nie są w stanie w żaden sposób uzbierać sami brakującej kwoty. Dochód rodziny składający się z niewielkiej renty Pana Andrzeja, zasiłków i dodatków musi im wystarczyć na opłaty za media zarówno w mieszkaniu socjalnym, jak i tam, gdzie rozpoczął się ich dramat, na utrzymanie 8 osób, w tym sześciorga dzieci, na spłatę zobowiązań. Tu sobie radzą, ale odłożyć nie ma już z czego.


Pomóc rodzinie Giełdoń można dokonując wpłaty na konto:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba”
Bank BZ WBK

31 1090 2835 0000 0001 2173 1374

Tytułem:
“320 pomoc dla rodziny Giełdoń”
wpłaty zagraniczne:
PL31109028350000000121731374
swift code: WBKPPLPP

niedziela, 26 czerwca 2016

EFEKT KULI ŚNIEGOWEJ


"Kiedy krzyczysz - słyszą Cię wszyscy. Kiedy szepczesz - słyszą Cię najbliżsi. Kiedy milczysz - słyszą Cię tylko te osoby, dla których coś znaczysz".

Media społecznościowe pełne są apeli o pomoc. Ludzie dowiadują się jak strasznie los potrafi doświadczyć innych, nie patrząc na ich wiek, status społeczny czy majątkowy. Czasem na hasło czyimś dramacie pojawia się gigantyczny odzew, przypominający kulę śniegową. 

Ale nie o wszystkich dramatach usłyszymy. Nie wszyscy chcą dostrzec apel o pomoc cichutko wypowiedziany przez tych, którym los dał trefną kartę. To osoby dorosłe. Czasem to seniorzy, którym można pomóc, ale trzeba sięgnąć do najgłębszych pokładów empatii i wrażliwości. Nie wszyscy wiedzą, jak wiele wątpliwości targa tymi, o pomoc dla których proszę. Bardzo często pytają mnie, czy mają prawo poprosić o pomoc, czy zasługują na wsparcie skoro tylu proszących to dzieci u progu życia, młodzi ludzie, którzy mają dopiero co założone rodziny. I każdemu z nich odpowiadam z całą stanowczością, że MAJĄ PRAWO POPROSIĆ O POMOC, a my mamy obowiązek to wołanie usłyszeć. Bo może nadejść dzień, gdy to my sami staniemy przed dylematem, czy mamy prawo poprosić o pomoc mając świadomość, że sami z problemem sobie nie poradzimy.

Jedną  z takich osób jest Pan Samuel. Jak wiecie wspólnie z Fundacją Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym "KAWAŁEK NIEBA", przy ogromnym zaangażowaniu władz CSK WUM w Warszawie rozpoczęliśmy realizację projektu dla wprowadzenia metody NanoKnife jako jednego z narzędzi chirurgicznych dla pacjentów z nieoperacyjnymi zmianami wątroby. 21 czerwca pierwsza pacjentka przeszłą zabieg z użyciem metody, a już 2 dniu później otrzymaliśmy informację, ze kolejny pacjent został zakwalifikowany do zabiegu. I tu kończą się dobre wieści. Zabieg nadal nie jest wpisany do koszyka świadczeń finansowanych przez NFZ i po stronie pacjenta lub podopiecznego fundacji leży kwestia sfinansowania zakupu elektrod do nieodwracalnej elektroporacji. I przed taką konieczności stoi Pan Samuel oraz jego najbliżsi. A czasu jest bardzo mało, bo do 1 lipca środki powinny zostać przekazane do dostawcy elektrod. Dlatego przeczytajcie wzruszająca historię o miłości, strachu, nadziei. I pomóżcie wywołać efekt kuli śniegowej dla Pana Samuela... Kuli, która da szansę życiu, kuli, dzięki której wielu usłyszy prośbę...


"Mój tato. Może to nie ten rodzony, którego zabrał mi nowotwór w 2007, ale mój teść jest dla mnie jak rodzony ojciec. Kocham go jak córka może kochać najlepszego ojca. Były wojskowy z sercem na dłoni. Zasadniczy, ale uczuciowy. Dla mnie, mojego męża, jego siostry, swojej żony i wnuków. Najlepszy, jakiego los mógł mi podarować. Uczciwy, pogodny, serdeczny, rodzinny. Najlepszy. Nie wyobrażam sobie, że choroba mogłaby nam go zabrać. A jest takie ryzyko.


Tata zawsze prowadził zdrowy tryb życia, zawsze dbał o siebie. Gdy w lutym 2015 zgłosił się do szpitala na operację przepukliny, nie sądziliśmy, że otrzymamy wyrok na niego. Zgłosił się do szpitala nie mając żadnych złych myśli. Ot, zabieg jakich wiele dla poprawy własnego samopoczucia. Gdy godzinę później zadzwonił z informacją, że lekarze znaleźli „jakiś guz”, nasza codzienność stanęła na głowie. Przecież tato nigdy nie skarżył się na nic poza dyskomfortem związanym z przepukliną! Jaki guz??? Może lekarze coś pomylili w badaniach?! Okazało się, że tato odczuwał dolegliwości, o których nam nie mówił, bo nie chciał nas martwić. Bo przecież on był jak trzon naszej rodziny. I po prostu wstydził się swoich słabości… Nadzieja – człowiek czepia się jej w takich momentach jak rzep.


Lekarze nie czekali. Radioterapia, operacja, chemioterapia, stomia. Wiem jak wiele kosztowało go, by pozwolił sobie pomagać. Ale jesteśmy rodziną. A rodzina to siła. 
Choroba nie dawała za wygraną. Gdy w lutym 2016 badanie PET pokazało zmiany meta na wątrobie nie pozwoliliśmy ani sobie ani tacie na rozpacz i strach. A gdy lekarze wykluczyli operację zmian z uwag na ich położenie w strukturach krytycznych, zaczęliśmy szukać alternatywy. Tak trafiliśmy do Kliniki Chirurgii Ogólnej i Transplantacjnej Wątroby CSK WUM w Warszawie. I tam po raz pierwszy usłyszeliśmy, że jedyną szansą na wygraną może być NanoKnife. 

Dziś jest Dzień Ojca. Temu, który mnie wychował mogę tylko zapalić znicz i powiedzieć jak bardzo mi Go brakuje, ale temu, który mi Go zastąpił chcę pomóc. By z nami był, by żył. Byśmy mogli cieszyć się swoją rodziną, wzajemnie wspierać tak jak dotąd. Dlatego proszę – pomóżcie mojemu Tacie. Bo nie mam 35.000 zł na sfinansowanie elektrod do zabiegu, a NFZ na dziś nie refunduje tych zabiegów. My też nie mamy takiej kwoty. Dziś wiem, że mamy tydzień, może dwa, by Tata otrzymał swoją szansę. Dlatego proszę, nie tracąc wiary w dobro innych i nadziei, że zdążymy. Dla niego. Dla mojego TATY.
Magda"

Pomóc Samuelowi można dokonując wpłaty na konto:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba”
Bank BZ WBK 31 1090 2835 0000 0001 2173 1374
Tytułem: “583 pomoc w leczeniu Samuela Murzicz”
wpłaty zagraniczne:
PL31109028350000000121731374
swift code: WBKPPLPP
I tak sobie pomyślałam. Może naiwnie, ale warto spróbować. Ponad 62.000 osób czyta mniej lub bardziej regularnie to, o czym tutaj pisze. Gdyby co druga osoba wpłaciła 1,00 zł  na podane subkonto lub poprosiła o to samo co drugiego swojego znajomego, 5 lipca Pan Samuel otrzymałby od nas swoją szansę. Spróbujmy wspólnie puścić tę kulę śniegową w świat. Może to nie chodzi o małe dziecko, nie jest to również osoba znana z pierwszych stron gazet. Ale to taki sam człowiek jak każdy z nas, który zasługuje na to, by podarować mu życie.

sobota, 18 czerwca 2016

SIEDEM LAT BEZ DIAGNOZY...


Siedem lat strachu, niepewności, błędnych diagnoz, działania po omacku.... Siedem lat chemii w ciemno... Siedem lat ciągłej progresji... Siedem lat bezsilności... Siedem lat bez operacji.... Kubuś - Wojownik. 

Jego historię możecie poznać wpisując hasło do wyszukiwarki. A także tutaj https://www.siepomaga.pl/kubuachrabanski. Więc nie będę powielać tej historii ze szczegółami. Ale chciałam Wam opowiedzieć o tym, co się dzieje tu i teraz. Kubuś nas potrzebuje. Bo lekarze, którzy siedem lat szukali potwierdzenia dla swoich kolejnych teorii rozłożyli ręce przyznając się do swojej niemocy. I wydali wyrok. Z pieczęcią "do wykonania". 



Nie wiem, co czuje mama Kubusia, mogę się jedynie domyślać. Ale na szczęście w całej tej historii pojawiło się światełko nadziei, które rozpalili lekarze z kliniki w niemieckim Tubingen. Już raz dali szansę jednemu z bohaterów moich wpisów. Polscy lekarze uznali, że w Polsce Kubuś nie ma szansy na otwartą biopsję guza mózgu, który odbiera po kawałeczku chłopca. Dlaczego? Bo lokalizacja i rozmiar guza zamykają drogę do biopsji... Otwarta biopsja w Tubingen to jedyna szansa, by zacząć właściwie leczyć Kubę - właściwie, bo na podstawie DIAGNOZY. Z szansą na to, by Kuba mógł żyć. Być  dzieckiem, potem nastolatkiem. Z szansą na to, by jego najbliżsi poznali imię tego, który jest ich wrogiem od siedmiu lat. Wyobrażacie się walczyć z potworem, którego nie znacie? Ja nie.



I tu sedno. Ta szansa zostanie wykorzystana pod jednym warunkiem - PIENIĄDZE. Kubuś został zakwalifikowany do operacji. Ale warunkiem jej wykonania jest poniesienie kosztów w wysokości blisko 180.000,00 zł. Życie tego chłopca zależy od pieniędzy, których rodzice nie mają. Od pieniędzy zależy, czy Kuba zagra w piłkę nożną, którą tak kocha, od pieniędzy zależy, czy pojeździ z kolegami na rowerze. Od pieniędzy zależy, czy jego świat przestanie ograniczać się do oddziału szpitalnego, kroplówki z chemią czy kolejnych badań, które nic nie wnoszą do skutecznej walki z chorobą. Czasu jest coraz mniej. Więc podarujmy Kubie szansę na życie. Podarujmy szansę na jutro. Wspólnie. 




Pomóc Kubusiowi można dokonując wpłaty na konto:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba”
Bank BZ WBK

31 1090 2835 0000 0001 2173 1374

Tytułem:
“556 pomoc w leczeniu Kubusia Chrabańskiego”
wpłaty zagraniczne:
PL31109028350000000121731374

swift code: WBKPPLPP

piątek, 10 czerwca 2016

PARĘ SŁÓW O MOJEJ MAMIE...

Jak wiecie, ściśle współpracuję z najlepszą z Fundacji, Fundacją "KAWAŁEK NIEBA". Każdemu, kto prosi mnie o pomoc polecam i rekomenduję ją z pełną odpowiedzialnością. Pomagam jako wolontariusz choćby pisząc apele dla tych, którzy za moją sprawą decydują się na walkę o swoje zdrowie i życie właśnie z tą organizacją. Staram się, by każda z treści była indywidualna i charakteryzowała podopiecznych. Ale ten apel długo rodził się w mojej głowie. Bo Pani Maria jest osobą, która unika rozgłosu. Zawsze w jej ocenie byli inni, ważniejsi. Póki choroba nie zmieniła jej świata. Przeczytajcie. Zatrzymajcie się. I pomóżcie...


Gdy dowiedzieliśmy się o jej chorobie wydawało się nam to niemożliwe. Nasza mama ma RAKA? Przecież to Ona była zawsze najsilniejsza. To Ona wspierała nas wtedy, gdy coś szło nie tak. Była na każde zawołanie. Miała radę na wszystko. I zawsze miała rację.  W najlepszym tych słów znaczeniu.

Gdy zachorowała i usłyszeliśmy, że to nieoperacyjny guz wątroby, a medycyna nie ma dla niej niczego do zaproponowania ziemia usunęła nam się spod nóg. Ale nie Jej, nie naszej Marylce. Ona podniosła rękawicę, którą rzucił Jej los i podjęła walkę. Więc nie mieliśmy wyjścia – dołączyliśmy do Niej. Najpierw znaleźliśmy informację, że medycyna w leczeniu takich chorób jak u Mamy ma sojusznika – NanoKnife – zabieg nieodwracalnej elektropracji zmiany nowotworowej na poziomie komórkowym. Nadzieja rozpaliła się z iskierki w płomień. Ale ten płomień szybko przygasł. Usłyszeliśmy, że ta szansa jest, ale kosztuje. Bo metoda jest nierefundowana, a zabieg, któremu musi poddać się nasza Mama kosztuje blisko 70.000,00 zł.  My znów załamaliśmy się. Ale nie Ona.

Gdy usłyszeliśmy, że Mama kwalifikuje się do zabiegu zwarliśmy szyki. Dla Niej. I w Jej imieniu postanowiliśmy, że poprosimy o pomoc w ratowaniu naszej Mamy. I wtedy, po pierwszej rozmowie z Fundacją „Kawałek Nieba” uświadomiłam sobie rzecz, która uderzyła mnie najmocniej. Gdy poproszono nas o uzupełnienie dokumentacji zdjęciami Mamy, musieliśmy wszyscy przekopać wszystkie archiwa domowe do kilku lat wstecz, by jakiekolwiek znaleźć. Bo Ona zawsze była, oczywista jak oddychanie, zawsze przy nas, dbająca o wszystkich, doglądająca i dogadzającą naszym potrzebom. Ale zawsze z tyłu. W kuchni. Przy dzieciach, potem wnukach. To było chyba największym ze wstrząsów. Bo uświadomiłam sobie, że jeśli coś pójdzie nie tak, nawet na zdjęciach nie będę mogła popatrzeć w oczy mojej ukochanej Mamie.

I dlatego moja determinacja w walce o Nią jest jeszcze większa. Bo chcę mieć kiedyś wspomnienia. Nie tylko te w sercu i w myślach. Bo gdyby nie Ona,  nasze życie byłoby jałowe. Jesteśmy Jej to winni. Dlatego proszę, pomóżcie nam nadrobić stracony czas. Dajcie szansę naszej Mamie zagościć na zdjęciach, których dotąd tak niewiele mamy. Pokaże całemu światu przy każdej okazji tą, dzięki której moje życie jest piękne. Obiecuję, że teraz ja i moje rodzeństwo staniemy za Nią. Bo bez niej nasz świat byłby bezbarwny. Chcemy ją fotografować zarówno na górskich szlakach, jak i na nadmorskich plażach, które tak kocha. Chcę pokazać innym nasze niedzielne spotkania – największe święto w naszej rodzinie. Chcę celebrować każdą chwilę możliwie jak najdłużej. Słuchać wspólnie z nią harmidru, jaki robi piątka jej wnuków. Ale bez wsparcia w gromadzeniu środków na zabieg nasz czas jest za krótki.
Moja Mama – moja opoka. Pomóżcie mi przekupić chorobę, która chcę nam ją odebrać.
Stella



Pomóc Marii można dokonując wpłaty na konto:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba”
Bank BZ WBK 31 1090 2835 0000 0001 2173 1374
Tytułem: “579 pomoc w leczeniu Marii Babuli”
wpłaty zagraniczne:
PL31109028350000000121731374
swift code: WBKPPLPP

środa, 8 czerwca 2016

DWIE OPOWIEŚCI

"Zapukał strach do drzwi. Otworzyła mu odwaga i zobaczyła, że nikogo tam nie ma" 
Kard. Stefan Wyszyński

1. DOPISAĆ HAPPY END



Każdego dnia życie pokazuje nam coś nowego. Czasem są to rzeczy piękne, czasem trudne. Czasem los obdarza nas dramatem, czasem ten dramat dotyczy naszych bliskich, sąsiadów, znajomych czy przyjaciół. Każda z tych chwil czegoś nas uczy. A przede wszystkim konfrontuje z dotychczasowym postrzeganiem świata.

Franciszek. Ojciec, mąż, brat, dziadek. Całe życie pracował ciężko, by w jesieni życia mieć czas dla najbliższych, by móc cieszyć się tym, o co walczył przez blisko 72 lata.
Gdy w 2003 roku pracę zawodową zwieńczyły wakacje zwane emeryturą, Franciszek postanowił zrobić coś dla innych. Gdy rozpoczął działalność społeczną dla swojego miasta i jego mieszkańców, gdy aktywnie włączył się w działalność stowarzyszenia absolwentów swojej Alma Mater znów poczuł się potrzebny.  Poświęcał czas organizacji imprez sportowo – rekreacyjnych, charytatywnych, patriotycznych. Bo uważał, że emerytura to nie czas, by siedzieć w fotelu i tylko wspominać. Chciał działać.

Tak było do lipca 2015. To wtedy usłyszał, że dolegliwości, które dokuczały mu od dłuższego czasu to nie efekt lat, które przeżył. To RAK. Nowotwór dróg żółciowych. Protezowanie dróg żółciowych nie dawało efektów. Lekarze nie potrafili zaproponować niczego w zamian. Niczego, co skutecznie pozwoliłoby walczyć z chorobą. I choć choroba na razie nie progresuje, to  jednak cały czas czai się i nie wiadomo, kiedy zaatakuje. 
I ciągle z tyłu głowy Franciszka tłucze się myśl „Czy Bóg się na mnie pogniewał?”. Bo diagnoza  nie pozostawia złudzeń. 


Ale jest coś, co stwarza wielką szansę dla Franciszka. To zabieg z użyciem metody NanoKnife – nieodwracalnej elektroporacji. Zabieg, którego zadaniem jest zabicie nowotworu na poziomie komórkowym tam, gdzie tradycyjne metody chirurgiczne nie mogą być zastosowane. Tylko, że obecnie metoda ni jest refundowana w żadnym stopniu, a jej koszt szacowany na poziomie 70.000,00 zł jest kwotą nieosiągalną dla Franciszka i jego najbliższych.

I przyszedł czas, by wróciło do niego to, co dotąd dawał innym. Bo dobro powraca. To nie slogan. To fakt. Dlatego wspólnie z Franciszkiem i jego bliskimi prosimy – pomóżcie wygrać z chorobą. Każda z wpłat przekazana na subkonto to kolejny kroczek do szansy, którą na dziś daje NanoKnife. Szansy na życie. Szansy na to, by za 2 lata Franciszek mógł w gronie najukochańszych najbliższych świętować z żoną jubileusz złotych godów. Zróbmy wspólnie im prezent z okazji tej pięknej rocznicy. Zróbmy prezent jego dzieciom, wnukom. Podarujmy wspólnie czas, który choroba zaczęła odliczać.

Pomóc Franciszkowi można dokonując wpłaty na konto:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba”
Bank BZ WBK

31 1090 2835 0000 0001 2173 1374

Tytułem:
“574 pomoc w leczeniu Franciszka Tomali”
wpłaty zagraniczne:
PL31109028350000000121731374
swift code: WBKPPLPP


2. PODRÓŻ PO ŻYCIE
Światem rządzi przypadek. Przekonaliśmy się o tym nie raz. Przekonała się też o tym Jadwiga.
Całe życie Jadwiga musiała o coś walczyć. Samotne macierzyństwo, bez wsparcia bliskich, których nie miała zaprawiło ją bojach i wydawało jej się, że już teraz będzie tylko łatwiej. Gdy w 2012 roku przeszła na zasłużoną emeryturę, a córka wychowana w wielkim poświęceniu stała się samodzielna postanowiła, że przyszedł czas dla siebie samej. Czas na przyjemności i wymarzone podróże. Że wreszcie nadrobi wszystkie zaległości towarzyskie w kraju i za granicą. I gdy zaczęła realizować swój plan, jak grom z jasnego nieba spadła na nią diagnoza –guz głowy trzustki. Siedział cichutko, nie dając żadnych objawów i gdyby nie plan wojaży i związane z tym badania.
Gdy parametry wątroby zaniepokoiły lekarza, postanowił poszerzyć diagnostykę o TK. I wtedy się objawił. On. RAK. Resekcja głowy trzustki w 2013 roku i wdrożone leczenie onkologiczne zmusiło Jadwigę do zmiany planów. Trwające blisko rok leczenie onkologiczne osłabiło organizm tak mocno, że w lutym 2014 r. lekarze zadecydowali o jego przerwaniu. Rok później zastosowano CyberKnife – radioterapia laserowa, ale i ona nie przyniosła rezultatów. Jednak lekarze nie złożyli broni. To wówczas lekarz prowadząca powiedziała Jadwidze o nowatorskiej metodzie, która daje szansę pacjentom z diagnozą nieoperacyjnych nowotworów m. in. Trzustki. O NanoKnife. Metodzie zwalczającej nowotwory na poziomie komórkowym tam, gdzie inne metody nie mogą być zastosowane lub nie dają efektów. Tak jak w przypadku Jadwigi. Niestety, metodzie nierefundowanej przez NFZ w żadnym stopniu. Po uzyskaniu kwalifikacji Jadwiga usłyszała kwotę, na jaką wyceniono jej życie – blisko 70.000,00 zł. Szok po raz drugi. Bo nie jestem sobie w stanie wyobrazić co można czuć, gdy słyszy się, że życie kosztuje konkretne pieniądze.
Jadwiga nie traci nadziei na to, że wygra z chorobą. Wierzy, że są na świecie ludzie, którzy zrozumieją, dlaczego chce walczyć. Tak jak walczyła przez całe życie. Tylko wcześniej walczyła dla innych - dla córki, wnuczki, przyjaciół, znajomych. Dziś chce walczyć o siebie. Sama nie da rady, ale wspólnie z innymi marzenia o podróży mogą się ziścić. Pod warunkiem, że pomożemy zebrać środki na tę swoista podróż po życie. NanoŻycie.
Bo życiem rządzi przypadek. Przypadek sprawił, że Jadwiga dowiedziała się o chorobie, przypadek sprawił, że usłyszała o NanoKnife. Więc nawet jeśli zauważysz ten apel przypadkiem, zareaguj i pomóż. Jutro taki przypadek może okazać się częścią Twojego życia…
 Pomóc Jadwidze można dokonując wpłaty na konto:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba”
Bank BZ WBK

31 1090 2835 0000 0001 2173 1374

Tytułem:
“575 pomoc w leczeniu Jadwigi Ładniak”
wpłaty zagraniczne:
PL31109028350000000121731374
swift code: WBKPPLPP

środa, 1 czerwca 2016

DZIEŃ DZIECKA


Dziś Dzień Dziecka. Święto tych, dla których jesteśmy - jako rodzice - gotowi na wszystko, na każde poświęcenie. Tych, których kochamy bezwarunkową, jedyną, najgłębszą i najprawdziwszą z miłości.
Dzieci powinny być szczęśliwe, beztroskie, radosne, uśmiech nigdy nie powinien znikać z ich twarzyczek, a marzenia powinny się spełniać zawsze i niemal natychmiast. Każde dziecko powinno mieć kochającą mamę i kochającego tatę, a każdy rodzic powinien być wyłącznie dumny ze swojego ukochanego dziecka.
W tym dniu szczególnie myślę o Wojownikach, którzy na oddziałach szpitalnych walczą o zdrowie lub/i życie. Bo ich dzieciństwo skończyło się z chwilą przekroczenia progu onkologii, neurologii, chirurgii i wielu innych miejsc, gdzie beztroskę zastąpiło przerażenie, a uśmiech łzy strachu i bólu. O dzieciach, których słownik w zastraszającym tempie wzbogaca się o kolejne terminy medyczne brzmiące obco dla tak wielu dorosłych. O dzieciach, które często miały więcej operacji niż urodzin. O dzieciach, których rodzice koczują w bezsilności, pełni zwierzęcego strachu o swoje dziecko pod gabinetami zabiegowymi, OIOM-ami, blokami operacyjnych. O dzieciach, które zamiast tortu urodzinowego dostają kolejny worek chemii. O dzieciach, które wchodzą w dorosłość na oddziale szpitalnym podłączone do tysięcy rurek, otoczone migającymi monitorami, gdzie czas odmierzany jest kolejną kroplówką, kolejną pompą, kolejnym zabiegiem. Myślę o ich rodzicach, którzy muszą czasem być silni za siebie i za nie.
I patrząc na moje dziecko doceniam szczęście, jakim los mnie obdarzył. Bo jestem mamą ZDROWEGO dziecka. I życzę każdemu, nawet jeśli dziś los nie jest łaskawy, by jutro lub pojutrze powróciła radość i beztroska dzieciństwa.

Myślę też o dzieciach, które walczą o zdrowie i życie swoich rodziców. O dzieciach, które musiały się zmierzyć z diagnozą ciężkiej, czasem śmiertelnej choroby. Myślę o dzieciach, które wobec tego, co spotyka ich rodziców są bezradni i proszą o pomoc innych, choć tak często tej prośby wielu nie słyszy lub nie chce słyszeć. Myślę o dzieciach, które przedwcześnie musiały pożegnać swoich ukochanych rodziców. Bo pamiętajmy wszyscy - każde dziecko, małe czy duże ma w życiu dwa filary - mamę i tatę. Gdy jednego z nich nagle zabraknie, świat osieroconych dzieci chwieje się i może upaść. Życzę im by ich świat z czasem znów stał się przyjazny i kolorowy.

Myślę też o dzieciach, które w pakiecie z chorobą otrzymują rodziców, dla których dramat dziecka staje się sposobem na życie. Myślę o dzieciach, których rodzice nie potrafią docenić tego, że dziecko pokonało chorobę. Myślę o tych, którzy bez skrupułów wykorzystują dzieci, zamiast o nie dbać. Tym dzieciom życzę z całego serca, by ich rodzice opamiętali się i dostrzegli w nich cud, który należy pielęgnować i kochać bezgranicznie tylko za to, że są. Dziecko należy pielęgnować, bo każde z dzieci jest jednym, wyjątkowym, niezastąpionym.

Myślę o dzieciach, które dzisiejszy dzień świętują wśród Aniołów. Wierzę, że tam gdzie jesteście, jesteście bezgranicznie szczęśliwe. Myślę o rodzicach Aniołów i Motyli, dla których 1 czerwca jest kolejnym trudnym czasem, bo zamiast lodów i baloników, są znicze i łzy. Przytulam ich do serca i płaczę wraz z nimi. Życzę im siły, która pozwoli im na trwanie w tej bolesnej i dla tak wielu niezrozumiałej rzeczywistości osierocenia.
Wszystkim nam - bo wszyscy przecież jesteśmy dziećmi życzę tak po ludzku - szczęścia. Bo to wielkie szczęście gdy jest dziecko, zdrowie, uśmiech, radość, umiejętność przetrwania najgorszego.