wtorek, 24 marca 2015

KRÓTKA HISTORIA O POMAGANIU...





Na faktach

Październikowy wieczór... Telefon... Wiesz, jest rodzina, chore dziecko od miesięcy w szpitalu, maleńkie i tak straszliwie doświadczone... Drugie w domu, brakuje im wszystkiego, potrzebują fundacji... Pomóż im. Ok. Pierwsze rozmowy z rodzicami. Łzy. Ich i moje. Moje były szczere... Czy ich również?... Dziś mam wątpliwości...
 Z opowieści wychodzi tragizm sytuacji... Brak wszystkiego, wynajmowane mieszkanie, na które nie ma pieniędzy, brak ubrań, żywności.. Wszystkiego... Nie mogę spać całą noc i zastanawiam się jak pomóc.
Facebook - cudowne narzędzie do pomagania... Strona dedykowana rodzinie... Opis sytuacji... I prośba "Pomóżcie mi im pomóc"... Odzew gigantyczny... Pierwsze deklaracje, pieniądze, paczki z żywnością, ubraniami, środki czystości, kosmetyki dla dzieci dorosłych, leki, środki opatrunkowe, akcesoria dla Wojownika... Bywają dni kiedy paczek od dobrych ludzi przychodzi kilkanaście... Za każdą dziękuję imiennie darczyńcy... Kurczę.. Mieszkanie jest małe i drogie, znaleźli nowe, ale pieniądze... Znów prośba i znów gigantyczny odzew... Jest na kaucję, jest na zapłatę za wynajem starego... Przeprowadzka - ekipa zgłasza się w 10 minut... Rodzina nazywa mnie swoim aniołem.. Trochę to krępujące, ale miłe... W tym czasie przychodzi kolejna wspaniała wiadomość - WOJOWNIK WYGRAŁ! I znów łzy, tym razem radości i wzruszenia.... Telefony, po kilkanaście dziennie... Opowieści, relacje, pytania... Prośby o pomoc nie pozostają bez echa - na stronce jest kilka tysięcy aniołów... Jest fundacja, dla całej rodziny, na warunkach indywidualnych... Są firmy, darczyńcy, zbiórki wśród pracowników... Boże Narodzenie z choinką i prezentami, z kolacją, opłatkiem, tak jak powinno być... Po Nowym Roku pierwsze niepokojące sygnały... Podarowane prywatnie środki chyba nie są pożytkowane zgodnie z przeznaczeniem... Ale tłumaczę sama sobie, że ludzie źli i zawistni, że zazdroszczą.. A czego im zazdrościć? Moja naiwność bierze górę nad rozsądkiem... Ale pojawiają się roszczenia, żądania, coraz bardziej irracjonalne... Weź powiedz, weź załatw... Zaczynam dostawać wiadomości od różnych osób... Wiesz, oni chyba nie są uczciwi, przede wszystkim wobec ciebie... Mówią, że namawiasz do niepomagania im... Rozmowy z fundacją - nie chcemy ich, bo chyba nie do końca rozumieją zasady... Uprosiłam utrzymanie subkonta... Na moją odpowiedzialność... Bo potrzeba środków dla Wojownika w czasie rekonwalescencji... Zaczynam co raz głośniej mówić, że czas poszukać pracy. I kolejne żądanie - nie prośba. Żądanie... Po raz pierwszy mówię "nie", uzasadniając odmowę... I się zaczęło... Wiadomości, sms - y, telefony, inwektywy, kłamstwa, "świetnie sobie dawaliśmy radę, to i dalej sobie poradzimy", "wypięłaś się na nas", "fundacja nas oszukała". Już mnie nie kochają, teraz każą się od...lić, z anioła stałam się "chora babą"... Pojawiają się  pogróżki, życzenia najgorszego, oczerniające informacje do znajomych (ci na szczęście znają mnie dłużej i wiedzą co robię, ich wsparcie pozwala przetrwać najgorsze). Czuję się jak dr Frankenstein - wyhodowałam potwora. A może potwór był już wcześniej, tylko ja go nie dostrzegłam? Bo jak nazwać kogoś kto z ludzkiej empatii i wrażliwości, kosztem Wojownika, który przeszedł piekło postanowił sobie zrobić źródło dochodu? Postanawiam zakończyć swoje działania, bo mam dosyć i zamknąć stronę, podziękowawszy tysiącom aniołów. Oczywiście wyjaśniam ogólnie sytuację. Jestem wręcz nękana... Ale nauczyłam się już asertywności... Zajęło mi to 5 długich miesięcy, kosztowało masę czasu prywatnego, mnóstwa nerwów w ostatnim czasie, ale chyba było warto. I w sumie nawet nie chodzi o "dziękuję", chodzi o przyzwoitość...Wiem, że pomysł na łatwe życie będzie realizowany dalej, kosztem innych, ale to już nie mój problem. Do listy moich zasad doszła kolejna: UFAJ, ALE SPRAWDZAJ.
Wojownikowi życzę pięknego życia, zdrowia, oby nigdy nie zaznał bólu i cierpienia. I żeby jego rodzice oprzytomnieli i dostrzegli w nim cud, skarb, dziecko, które otrzymało drugą szansę. Ale jednocześnie martwię się o niego, bo pokochałam go.. Tak jak się kocha dziecko...


2 komentarze:

  1. Przykre , że ktos tak dziekuje za pomoc... Ja jestem Ci wdzięczna za pomoc jaka nam ofiarowalas w czasie leczenia Ali i czas ktory nam poswiecilaś ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwonka - nie dziękuj. Ja jestem zaszczycona tym, że mogłam Wam pomagać. Szkoda, że tak nie niewiele mogłam zrobić :(

      Usuń

Dziękuję za Twój komentarz. Jeśli nie jest obraźliwy dla mnie, odwiedzających to miejsce lub bohaterów moich wpisów wkrótce zostanie opublikowany.