środa, 2 marca 2016

PACJENT - LEKARZ, CZYLI RZECZ O ELEMENTACH SYSTEMU



W misji, jaką podjęłam do realizacji wspólnie z kilkoma idealistami podobnymi do mnie stoimy gdzieś pomiędzy pacjentem i lekarzem. Jedni drudzy opowiadają nam o chorobie patrząc na nią ze swojego punktu widzenia. Jedni i drudzy cieszą się z sukcesów w walce i martwią niepowodzeniami. W czasie tych rozmów wychodzą na jaw wszelkie bolączki związane z trudami walki z chorobą. Dziś chciałabym skupić się na pacjencie.
W tych trudnych czasem rozmowach docierają do mnie sygnały, że pacjent onkologiczny często po ustaleniu protokołu leczenia jest pozostawiony samemu sobie. Pacjenci często opowiadają mi, że gdy pojawia się w ich samopoczuciu coś niepokojącego, tak naprawdę nie mają osoby do której mogli by się zwrócić i poprosić o pomoc w rozwianiu obaw lub czasem nawet skierowaniu na dodatkowe badanie. Lekarz POZ odsyła do onkologa, onkolog twierdzi, że leczenie idzie zgodnie z protokołem i może chirurg powinien sprawdzić co jest przyczyną dolegliwości, a chirurg z kolei mówi, że on wykonał swoją prace i teraz inni specjaliści niech się martwią o pacjenta. I w zasadzie chory nadal nie wie nic, a jego strach wzrasta, bo nie odnajduje w lekarzu sojusznika w swoich zmaganiach. A nikomu nie trzeba tłumaczyć jak ogromny wpływ na powodzenie leczenia ma psychika pacjenta.

Choroba nowotworowa to tak naprawdę zespół chorób - jeśli można to w ten obrazowy sposób uogólnić. Pacjent z chwilą otrzymania diagnozy przeżywa straszliwą traumę. Nie wie co go czeka, wie tylko, że słowo RAK oznacza coś okrutnego. Jest zdezorientowany i zagubiony, pełen domysłów. I boi się, że jego czas już się kończy. Fakt. Czasem tak jest. Ale sposób przekazania nawet najgorszych informacji pacjentowi jest niezwykle ważny. Choćby po to, by pacjent nie szukał w internecie leku na swoją chorobę, bo nie tylko się nie wyleczy czytając dostępne w sieci informacje, a nawet może sobie zrobić krzywdę. Pacjent od chwili diagnozy musi widzieć w lekarzu towarzysza w boju. Musi zaufać lekarzowi.
Człowiek wchodzący do onkologicznego ringu wymaga szczególnej opieki zespołu specjalistów: onkologów, chirurgów, radiologów, rehabilitantów, anestezjologów, immunologów i - o czym często się zapomina - psychiatrów i psychologów. O całym pozostałym personelu medycznym nie zapominając. Pacjent i jego najbliżsi - o czym już wspominałam w innym poście -  działają niczym żołnierz na froncie i ich reakcje czasem przypominają zachowania żołnierza w warunkach stresu bojowego. Personel medyczny ma obowiązek o tym pamiętać. I nie chodzi tu o płakanie wraz z chorym i jego rodziną. Czasem wystarczy wyczerpująca informacja przekazana słowami zrozumiałymi dla przeciętnego zjadacza chleba. Czasem poklepanie po ramieniu. Ale tak by, pacjent czuł, że ktoś się nim opiekuje. Że w swojej walce nie stoi sam. Najgorszym co można zafundować choremu człowiekowi to walka z tymi, do których przyszedł po pomoc. 


Czasem w ferworze codzienności - jakże trudnej, o czym należy pamiętać - lekarz zapomina, ze pacjent ma swoje prawa. Usankcjonowane w Karcie Praw Pacjenta. Nadto misja "lekarz" zobowiązuje do szczególnej wrażliwości na ludzkie dramaty. Wiemy - za chwilę ktoś powie, że lekarz nie może angażować się emocjonalnie w każdego pacjenta, bo im trudniejszą specjalizację wykonuje, tym szybciej wypali się zawodowo i załamie psychicznie. Że przecież lekarz ma wielu pacjentów. Zgadza się. Ale nie chodzi tu o poświęceniu całej energii i czasu jednemu czy dwóm chorym. Chodzi o formę relacji z każdym, kto w obliczu diagnozy jest skazany na lekarza i wspierający go personel.
Walka z chorobą nowotworową przypomina swoisty ping - pong między specjalistami, a piłeczką w tej grze jest chory człowiek. Trzeba pamiętać, że współpraca między specjalistami różnych dziedzin medycyny w opiece nad pacjentem jest wpisana w walkę z chorobą nowotworową. Ponieważ przeciwnik jest podstępny, nieprzewidywalny, że gdy wydaje się, że pacjent wygrywa, często rak wraca w innym miejscu lub ze zdwojoną siłą i chory człowiek wraca na początek wyboistej drogi. Pamiętajmy o tym wszyscy.
Konkludując powyższe - przyszedł czas na to, by walcząc o dostępność do najnowszych osiągnięć i możliwości leczenia wg światowych standardów najstraszliwszych z chorób podjąć próbę zmiany świadomości u lekarzy. Bo człowiek wchodzący do ich gabinetu, pojawiający się na ich oddziale szpitalnym potrzebuje opieki i poczucia, że trafił w jednym z najgorszych momentów swojego życia pod opiekę najlepszych ludzi, dla których jego walka jest równie ważna, jak dla niego samego. Że jest rozumiany, może zapytać i otrzyma odpowiedź, która będzie dla niego zrozumiała. Że nawet w sytuacji, gdy medycyna okazuje się być bezradna będzie pewien, iż otrzymał od medyków wszystko, co można było mu zaoferować.

Jeśli chcielibyście podzielić się z nami swoimi doświadczeniami w tym temacie - piszcie. Będą to dla mnie bardzo cenne wskazówki, dzięki którym wspólnie z innymi będziemy mogli powiedzieć medykom, w którym miejscu należy poprawić relacje na linii pacjent - lekarz. I nie chodzi tu o zmianę systemu, bo ten jest chory i to wiedzą wszyscy. I na razie nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie miało dojść do cudu uzdrowienia. Chodzi o zmianę w świadomości ludzi, którzy tak jak chorzy są elementami w tyglu tego systemu.
W tym miejscu chciałabym również podziękować dwojgu lekarzom którzy wczoraj usłyszawszy, że wspólny pacjent ich potrzebuje stanęli na wysokości zadania. Pani Doktor, Panie Doktorze - pokazaliście, że przy odrobinie dobrej woli nawet w najbardziej dramatycznym momencie można uspokoić pacjenta i zapewnić go, że w swoje walce ma obok siebie najlepszych strategów.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz. Jeśli nie jest obraźliwy dla mnie, odwiedzających to miejsce lub bohaterów moich wpisów wkrótce zostanie opublikowany.