czwartek, 7 maja 2015

SPIN, CZYLI JAK NIE DAĆ SIĘ WYKORZYSTAĆ...


Spin... Pejoratywne określenie socjotechniki... Wg definicji określenie mocno zniekształconego portretu rzeczywistości na czyjąś korzyść w związku z wydarzeniem lub sytuacją, której głównym celem jest uzyskanie subiektywnie najlepszego rezultatu. Od klasycznego public relation, które opiera się głównie na kreatywnym przedstawianiu faktów technika "spin" różni się pełną obłudy, zdradliwą oraz wysoce manipulatywną taktyką pozbawiającą ludzi zdroworozsądkowego myślenia. 

Niestety, te praktyki są coraz śmielej wprowadzane w sferę pomagania. I powodują, że wszyscy napotykamy świadomie lub nie coraz więcej tych, których głównym celem proszenia o pomoc jest przykryta chwytającymi za nasze serca hasłami i uzasadnieniami chęć osiągnięcia wymiernego zysku i wyśmianie nas za naiwność i frajerstwo... 

Moje 3,5 roczne istnienie w sferze pomagania pozwoliły mi na wiele doświadczeń.. Pozytywnych i nie...

Każdego dnia każdy z nas konfrontuje się z prośbami o pomoc. Pod sklepem prosi nas o 3 złote lokalny alkoholik.  W drodze do pracy napotykamy obcokrajowców z harmoniami w środkach komunikacji miejskiej. Otwierając komputer widzimy tysiące apeli o wsparcie i pomoc. Słyszymy je w radio, widzimy w TV. Większość z nas ma wysoce rozwiniętą empatię, bardzo dużo wrażliwości i dobre serca. I jest szczerym w tym , co robi...

Z doświadczenia własnego wiem, co czuje osoba z diagnozą potencjalnie śmiertelnej choroby. Każdy kto ma dziecko i rozumie, że to największy majątek, jakim obdarza nas los otwiera się na apele o pomoc innym dzieciom i ich najbliższym całym sobą. W każdym dziecku walczącym z losem na oddziale onkologicznym czy na zajęciach rehabilitacyjnych widzi  się własne i zadaje się samemu  sobie pytanie "A gdybym to ja był na miejscu tego rodzica?". I zaczynamy działać... Bo nikomu, kto ma poczucie przyzwoitości, szanuje uczciwość i żyje wg ściśle określonych norm społecznych nie przychodzi do głowy, że apelujący o pomoc mogą stosować socjotechnikę... To wyższa forma manipulacji.


Czasem zaczyna się niewinnie i prawdziwie. Jest choroba, jest potrzeba, jest apel. Im bardziej chwyta za serce, tym więcej osób dołącza do pomagania. Wpłaca pieniądze, zachęca do tego innych. Jest konto fundacyjne, oficjalne informacje, więc dlaczego nie wierzyć? Dlaczego nie pomóc? Nagle pojawia się komunikat, że fundacja nie jest uczciwa... Pojawiają się emisariusze tych twierdzeń... Są jak nakręceni... Rachują, kalkulują, podsycają negatywne emocje... Większość uczestników wydarzeń nie weryfikuje podawanych faktów. Jeśli nawet ktoś odważy się powiedzieć, że chyba nie do końca jest prawdą to, co się głosi z ogromnym zaangażowaniem zostaje palony na przysłowiowym stosie. Emocje rosną. I tu z reguły pojawia się wybawienie - jest nim np. prywatne konto zainteresowanych kontynuacją wpłat na cel, bo ten jest głoszony nadal. I argumenty, które przekonują, ze to jedynie słuszna prawda. Bo nie ma prowizji, bo nie ma wymogów, bo przecież beneficjent nie przehula środków, skoro choruje sam lub choroba dotyka jego najbliższego. Ale za prośbę o potwierdzenie potrzeby dokumentem, a tym bardziej wydatkowania środków na podstawie dokumenty można  trafić na szafot.  Choć opisane powyżej zjawisko to naprawdę wierzchołek góry lodowej

Znam osobiście przypadek, który na potrzeby "marketingowe" jest gotów na wiele. Portale onkologiczne ma w małym palcu, stylizacja "po chemii" nie jest problemem (dobra maszynka do golenia czyni cuda), nie ma oporów na wstawianie dokumentów. Ale okazało się kilkukrotnie, że jednak ktoś je analizuje. I w odpowiedzi na konkretnie stawiane pytania o szczegóły dostaje łatkę potwora, który nęka biednego "chorego". 

Dzieci. Któż z nas nie kocha dzieci? Kto przejdzie obojętnie obok apelu, że dziecko potrzebuje wsparcia w leczeniu,  nie ma co jeść, nie ma w co się ubrać, nie może pojechać na wycieczkę szkolną? Większość z tych próśb obrazuje rzeczywistość. I należy na nie reagować. Bo radość dziecka jest najsłodszym miodem lejącym się na serca. I reagujcie na te prośby - dzielmy się dobrem z każdym, kto tego dobra szczerze potrzebuje i szczerze uśmiechnie się po jego otrzymaniu.
Ale niestety niejednokrotnie już widziałam sytuacje, w których opiekunowie dzieci personifikujących apele o pomoc traktują je jako narzędzia do osiągnięcia korzyści tylko i wyłącznie dla własnych pożytków.  Mają swoich socjotechników, którzy tworzą przekłamana rzeczywistość, podważają każdą sprzeczną opinię w mniej lub bardziej wybrednych słowach. Często są to osoby, które w swych szafach trzymają po kilka trupów.

I najmniejszym problemem jest to, że niektórzy przyjmują te sytuacje bezkrytycznie. Najgorsze w tym jest to, że często wykorzystuje się osoby, które same mają niewiele, same borykają się z problemami egzystencjonalymi, same walczą z chorobą swoją lub najbliższego, oddają ostanie pieniądze, bo wyznaje zasadę, że inni maja jeszcze gorzej. Ufają, a tę ufność w tak obrzydliwy sposób się wykorzystuje nie patrząc na tego, który dzieli się często kosztem własnych potrzeb...  

Już kilka razy usłyszałam od rodziców chorych - naprawdę chorych i potrzebujących wsparcia - dzieci, że boją się poprosić o pomoc, bo tylu ludzi naciąga innych kosztem ich dobroci na "raka", "chore dziecko", "brak pracy"...

Tym, którzy nie mają skrupułów, przyzwoitości, którzy zapominają, że uczciwość popłaca (nawet prosząc o pomoc w realizacji prywatnych potrzeb), szczególnie stosującym spin dedykuję poniższe:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz. Jeśli nie jest obraźliwy dla mnie, odwiedzających to miejsce lub bohaterów moich wpisów wkrótce zostanie opublikowany.