czwartek, 21 maja 2015

MISTYCY I NARKOMANI, CZYLI JAK SPRZEDAJE SIĘ ZŁUDNĄ NADZIEJĘ...


"Mistycy i narkomani" to tytuł książki autorstwa Wojtka "Tarzana" Michalewskiego. To biograficzna opowieść człowieka, który uległ nałogowi narkomanii. Uwierzył, że w łatwy sposób poprawi swoje życie. Zapłacił za to wysoką cenę... Ale on zrozumiał, że ktoś kiedyś sprzedał mu złudną nadzieję...

Z tytułem tej książki kojarzą mi się tak powszechne w niektórych środowiskach manifesty gloryfikujące "cudowne" terapie zamiast konwencjonalnego, sprawdzonego i w wielu przypadkach skutecznego leczenia nowotworów, których skuteczność działania  potwierdzają specjaliści w dziedzinie leczenia tych strasznych chorób, a przede wszystkim sami zwycięscy Wojownicy.

Od lat w środowisku pacjentów onkologicznych pojawiają się "mistycy".  Głoszą - czasem agresywnie, że mają "cudowny lek na raka". "Lek", który zastępuje z powodzeniem chemio i radioterapię razem z ich tak straszliwymi działaniami ubocznymi... 

W latach 50 - ych pewien ogrodnik z Bydgoszczy opowiadał, że leczy raka prądem... W latach 80 - tych niejaki prof. Tołpa twierdził, ze jego lek na bazie torfu leczy raka... Wszyscy pamiętamy Anatolija Kaszpirowskiego, który z ekranów telewizorów na początku lat 90 - tych hipnotyzował widzów swoim "Adin, dwa, tri, smatrij w maje głazy..." - "leczył" wszystko na ciele i duchu wg reklamy...  W XXI w. jak grzyby po deszczu pojawili się kolejni... Niejaki dr Gerson - róbcie lewatywy z kawy, jedzcie sodę oczyszczoną, popijajcie to wodą źródlaną i koktajlami z warzyw ze wskazanych, ekologicznych plantacji z Meksyku lub Węgier, blendowanymi w specjalnym (cokolwiek to znaczy) blenderze... I suplementy diety działające "zamiast"... Czy kwas askorbinowy (potocznie witamina C) podawana dożylnie zwalcza raka? Nie ma na to dowodów. Lekarze potwierdzają, że ten naturalny antybiotyk wspomaga, wzmacnia organizm pacjenta, ale na Boga - nie działa zamiast cyklostatyków!
Amigdalina tak powszechna np. w pestkach moreli, brzoskwiń, śliwek czy gorzkich migdałach (potocznie nazywana witaminą B17) rozkładana przez organizm produkuje ubocznie cyjanowdór. Nie trzeba być specjalistą, by wiedzieć jak straszliwa to trucizna. Czy wspomaga leczenie raka - zdania fachowców są podzielone.

No i ostatni "konik "głosicieli" cudownych terapii "zamiast" - olej z konopi indyjskich o podwyższonym stężeniu THC. THC to alkaloid pochodzenia roślinnego, który wprowadzony do krwi zapoczątkowuje niekorzystne procesy chemiczne w komórkach nerwowych. Sprzedawcy złudniej nadziei obiecują chorym na raka i ich rodzinom, że ekstrakt z konopi sprzedawany pod nazwą oleju RSO wyleczy z raka ich i ich najbliższych. Najczęściej swoją ofertę kierują do ludzi, przed którymi lekarze rozłożyli ręce. I trafiają na podatny grunt - na ludzi w desperacji. Wykorzystują tę desperację bez mrugnięcia okiem, żądając za miesięczna dawkę środków rzędu 10.000,00 zł. Żadna z fundacji nie zrefakturuje tego "leku", bo nie ma dowodów na jego skuteczność. O zakazie hanlu substancjami tego typu nie wspominając. Owszem - są badania kliniczne nad skutecznością leków na bazie marihuany jako środka na choroby neurologiczne, np. na padaczkę i ich efekty są obiecujące. Ale wciąż nie ma  nawet badań, które miałyby potwierdzić, że RSO leczy raka! A ci, którzy wmawiają to ludziom w desperacji są oszustami i wyłudzaczami najgorszej kategorii!
Nie oceniam tych, którzy takim oszustom uwierzyli. Ba - jestem w stanie ich zrozumieć, bo być może będąc na ich miejscu postąpiłabym tak samo.

Kiedyś na wsiach były "szeptuchy", "zamawiający" choroby, znachorzy, dziś mają nowoczesną nazwę - "bioenergoterapeuta". Są jeszcze reiki - przenikająca wszystkich i wszystko energia, która uzdrawia (sic!!!). O tych, co "otrzymali dar od Boga" i teraz "wykraczają poza granice natury, by leczyć" choroby wszystkie  nie wspomnę. 

Suplementy, diety (np. odkwaszająca), zioła wspomagają terapie konwencjonalne, są stosowane w trakcie terapii konwencjonalnych przy ścisłej współpracy z lekarzami prowadzącymi, ale NIE LECZĄ RAKA!!! Każdy, kto proponuje ich stosowanie w miejsce metod sprawdzonych jest oszustem i nie mam oporów w nazwaniu tym określeniem każdego, kto bezmyślnie lub z premedytacją namawia do ich stosowania "zamiast". 

I odpowiadając na potencjalne próby niewybrednego komentowania powyższego - POKAŻCIE MI 1 (SŁOWNIE: JEDNĄ) OSOBĘ WYLECZONĄ KTÓRĄKOLWIEK Z POWYŻEJ OPISANYCH "CUDOWNYCH" METOD, ŻYJĄCĄ PO 5 LATACH OD POTWIERDZENIA PRZEZ SPECJALISTÓW W DZIEDZINIE ONKOLOGII REMISJI, A PUBLICZNIE POSYPIĘ GŁOWĘ POPIOŁEM I BĘDĘ NAJGŁOŚNIEJ "EWANGELIZOWAĆ" SKUTECZNOŚĆ TYCH "CZARY MARY".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz. Jeśli nie jest obraźliwy dla mnie, odwiedzających to miejsce lub bohaterów moich wpisów wkrótce zostanie opublikowany.