środa, 17 lutego 2016

GODNOŚĆ I SZACUNEK, CZYLI O RELACJACH W CHOROBIE


Do napisania dzisiejszego postu skłonił mnie splot różnych wydarzeń. Czym jest ludzka godność? Jest jednym z najwyższych praw przyrodzonych człowiekowi. Gwarantuje nam to Konstytucja, gwarantują różnego rodzaju Karty Praw.
Dziś chciałabym napisać o godności ludzkiej w obliczu choroby własnej lub członka rodziny. 

Gdy 15 lat temu w wyniku choroby osoby bliskiej zderzyłam się z systemem "opieki" zdrowotnej musiałam podjąć walkę. Tak. Walkę. O godność i szacunek dla tego, którego potencjalnie śmiertelna choroba, a właściwie trzy jednocześnie pozbawiła możliwości obrony przed ludźmi, do których w zaistniałej sytuacji powinien mieć pełne zaufanie. Bo powierza mu wartości nadrzędne - swoje życie i zdrowie.

Mnie się to udało, choć każde moje pojawienie się w szpitalu u wielu wywoływało tam popłoch. Mnie się to udało. Choć nie miałam takiej wiedzy, jaką mam dziś, doprowadziłam do stanu, że mój najbliższy był traktowany jak człowiek chory, który przyszedł do szpitala po pomoc. Nie po to by przeszkadzać. Doprowadziłam do tego, że personel medyczny jednego z warszawskich szpitali stanął z nami ramię w ramię po tej samej stronie barykady, by walczyć o zdrowie i życie. Ale gdy to już się stało nie potrafiłam odnaleźć w sobie szacunku dla tych ludzi.  Bardzo się starałam, ale nie potrafiłam. Bo przeżyłam horror walki z systemem i ludzką obojętnością, walki o upodmiotowienie mojego bliskiego jako pacjenta.


Minęło 15 lat i w moje życie znów wplotły się historie Wojowników i ich rodzin. I wiem, że nie tylko nie jest lepiej. Jest chyba nawet gorzej. Jednocześnie mam bardzo regularny kontakt (nie jako pacjent czy rodzina pacjenta) z medykami. W relacjach własnych - rewelacja. Jest wola współpracy, są pomysły, jest walka czasem o idee, czasem o konkretnego pacjenta. Nie neguję tego. Ale równolegle docierają do mnie relacje od samych pacjentów. I tu gotuje się we mnie. I naprawdę dzielę te opowieści przez co najmniej dwa. Ale nie mam podstaw nie wierzyć, że lekarz, który powinien stać ramię w ramię z rodzicem/małżonkiem/ dzieckiem pacjenta potrafi zachować się skandalicznie. 
Wiem, że są sytuacje, gdy lekarz - jakby nie było fachowiec w swojej dziedzinie - musi powiedzieć, że nie jest ok. Ale na Boga - empatia nie boli! A gdy w tych relacja pojawia się podłość, chamstwo, złośliwość- to skandal i nie wolno się na to godzić! Pacjent ma prawa. Ma prawo ich dochodzić i oczekiwać ich respektowania. 
Wiem, że Karta Praw Pacjenta budzi wśród niektórych medyków (nie wszystkich - podkreślam) zwierzęce instynkty, ale oni naprawdę im podlegają. Więc gdy słyszę, że w odpowiedzi na żądanie respektowani Praw Pacjenta, w szczególności małego pacjenta ośrodek wygraża się rodzicowi sądem i nie tylko, zastanawiam się na jakim świecie przyszło mi żyć. Przecież oddając nasze dzieci, naszych rodziców czy dziadków do szpitala oczekujemy tego, że przyjmują ich pod opiekę przede wszystkim LUDZIE. 

Kochani medycy - my - pacjenci i ich bliscy nie jesteśmy przedmiotami. Jesteśmy ludźmi tak jak wy. Czujemy, kochamy, myślimy. I się boimy. Bo trafiamy do was nie z wyboru. Zawracamy wam głowy z konieczności, to nie nasza fanaberia, to sytuacja nas do tego zmusiła. A wy wybraliście sobie taki zawód. Chcemy wierzyć, że świadomie w poczuciu odpowiedzialności i ze świadomością wszelkich konsekwencji. Nie odbierajcie tej wiary. Szanujcie naszą i waszą godność. Bo każdy z was kiedyś może znaleźć się na naszym  miejscu.

I tu dochodzimy do drugiej części mojego postu. Szacunek. Czym jest szacunek? Każdy z nas, bez względu na wiek, na pozycję w społeczeństwie, zawód czy stan konta zasługuje na szacunek.




Na szczególny szacunek zasługuje pacjent i jego najbliżsi.  Zasługuje na to, by tak jak w klinikach poza granicami naszego kraju rozpoznawać go, rozmawiać z nim, najlepiej szczerze, bez prywatnych antagonizmów czy uprzedzeń. Szacunek, który zaprocentuje wzajemnością. 

Choroba jest stanem, który nie wybiera na podstawie jakichkolwiek kryteriów. Wchodzi do życia i czuje się jak we własnym domu. Nie pyta, czy może usiąść, nie czeka na pytanie czy napije się herbaty. Wchodzi i dominuje wszystkich. Bez litości. Ci, w życie których wchodzi choroba są zagubieni. Przerażeni. Sięgają dna rozpacz. I przychodzą do was w nadziei, że idą do sojusznika w walce. Jak ktoś mądry powiedział - w obliczu choroby pacjent i jego najbliższy są jak żołnierz w warunkach stresu bojowego. Może zes..rać się na środku korytarza szpitalnego, a wy - medycy - macie obowiązek okryć go kocem i przytulić, a potem posprzątać to g...o. Sorry za dosadność. Ale to najlepiej obrazuje uczucia pacjenta i jego bliskich w sytuacji czasem bardzo dramatycznej diagnozy usłyszanej w zderzeniu ze ściana, której na  imię - paradoksalnie - SŁUŻBA zdrowia.


Więc kochani - w obliczu choroby działajmy wspólnie. Nie traćmy energii na walkę ze sobą. Bo przeciwnik nas pokona z palcem w nosie wykorzystując to, że walczymy ze sobą po naszej stronie barykady...

Taka mała refleksja na dziś... Dbajcie  siebie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz. Jeśli nie jest obraźliwy dla mnie, odwiedzających to miejsce lub bohaterów moich wpisów wkrótce zostanie opublikowany.