sobota, 17 grudnia 2016

STRACH KONTRA NADZIEJA


EDIT:

8 stycznia 2017 wieczorem dotarła do mnie smutna wiadomość... Nie zdążyliśmy... Panie Eugeniuszu - do zobaczenia, kiedyś... Gdzieś tam...

_______________________________________________________________



Magia świąt... To może slogan. Ale wierzę, że to coś w tym jest. Już niejednokrotnie w tym czasie pokazaliśmy, że jakby jest więcej człowieka w człowieku... Przeczytajcie opowieść o Panu Eugeniuszu. A potem spójrzcie na swoje rodziny i pomyślcie, co czulibyście gdyby za rok przez straszliwą chorobę jedno z krzeseł przy Waszych wigilijnych stołach zostałoby puste...


Jest taki szczególny stół, przy którym zasiadamy wszyscy. Jest taki szczególny czas, gdy miłość czuć namacalnie. Jest taki szczególny wieczór, w którym celebrujemy wspólne chwile. To czas Bożego Narodzenia.
Tradycje kultywowane od lat – sianko pod białym obrusem, wypatrywanie pierwszej gwiazdki, dwanaście potraw, dzielenie się opłatkiem, dwanaście potraw na stole, puste nakrycie dla zbłąkanego wędrowca, którego należy przyjąć pod swój dach i nakarmić… Czas serdeczności, wzruszeń, dobrych myśli i rodzinnej atmosfery…

Przy naszym stole też zasiądzie z nami niezapowiedziany gość. Nie był zapraszany, ale mimo to wszedł do naszego domu i rozgościł się nim zdążyliśmy go zauważyć. Tym gościem jest NIERESEKCYJNY RAK WĄTROBY. Wraz z nim przy naszym wigilijnym stole zasiądą również strach, rozpacz, łzy, ból i niepewność. Ale zasiądzie też nadzieja, którą nasz Tata otrzymał w obliczu dramatycznej diagnozy. Zasiądzie wiara w dobro ludzi. Bo naszą nadzieją jest NanoaKnife i wrażliwość ludzka.

W większości domów czas przedświąteczny wypełnia radosny rozgardiasz. Pachną pierniki, trwa poszukiwanie prezentów gwiazdkowych. U nas do niedawna też tak było. Ale gdy dowiedzieliśmy się o chorobie Taty cała radość z nas jakby wyparowała. Owszem, zasiądziemy całą rodziną do stołu wigilijnego, będziemy dzielić się opłatkiem, ale jednocześnie będziemy przełykać gorzkie łzy patrząc na nasz strach. Bo diagnoza mojego Taty to tak, jakby ktoś nam powiedział, że za rok przy tym stole jedno krzesło będzie puste nie dlatego, że taka jest tradycja. To strach, że my – jego dzieci, zostaniemy bez ukochanego Taty, a nasze dzieci bez najwspanialszego dziadka. Przeraża nas myśl, że w przyszłym roku nasza mama zamiast radować się z okazji 59 rocznicy ślubu wspólnie z Tatą będzie mogła tylko wspominać z bólem to, co dotychczas wspólnie przeżyli.



Ale jest też nadzieja na to, że pokonamy strach i rozpacz. Bo taką szansę daje NanoKnife – metoda polegająca na zabijaniu raka na poziomie komórkowym za pomocą impulsów elektrycznych. Taką nadzieję dostaliśmy w CSK WUM na Banacha w Warszawie. Jednak sami sobie nie poradzimy, bo zabieg pozostaje poza koszykiem świadczeń NFZ, a jego koszt - 35.000,00 zł przekracza nasze możliwości. Rodzice całe życie utrzymywali się z pracy na gospodarstwie. My – Marek, Alina i Janek również nie posiadamy takich środków. A zabieg powinien odbyć się najpóźniej w połowie stycznia 2017…

Dewizą życiową naszego Taty było: „pracuj jakbyś miał żyć 100 lat, módl się jakbyś miał umrzeć jutro”. Ale czas na dołożenie do niej kilku nowych słów – „uwierz w dobro”. Bo chcemy w nie wierzyć. Wiemy, że dziś wszyscy mają inne sprawy na głowie, ale może czas świąteczny spowoduje, że wielu zwolni, a nawet na chwilę zatrzyma się nad naszą prośbą i odpowie na nią najmniejszą choćby darowizną. Bo te słowa to nasza prośba – pomóżcie nam wygrać ze strachem, osuszyć nasze łzy i wspólnie z nami pomóżcie naszemu Tacie wygrać z RAKIEM… Bo my dziś nie wypatrujemy z niecierpliwością pierwszej gwiazdki. Wypatrujemy jasnego płomienia nadziei.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz. Jeśli nie jest obraźliwy dla mnie, odwiedzających to miejsce lub bohaterów moich wpisów wkrótce zostanie opublikowany.