wtorek, 6 października 2015

POWIEDZ GŁOŚNO STOP PRZEMOCY ...


Przemoc... To słowo w większości z nas wzbudza negatywne emocje. Myślimy o przemocy słownej, fizycznej, psychicznej, ekonomicznej, bo o tych rodzajach przemocy jest najgłośniej. Słyszymy o nich w mediach, słyszymy od znajomych, czasem niektórzy z nas doświadczają...
Tak. Przemoc jest zła. Ale czy ktoś pomyślał o tym, że może stać się ofiarami przemocy, gdy zachoruje? Ofiarami tych, do których w kwestii ratowania zdrowia i życia powinniśmy mieć pełne zaufanie??? Możemy stać się ofiarami przemocy ze strony systemu o nazwie "służba" zdrowia?

W lutym 2000 roku mój dziś prawie pełnoletni syn zachorował na rota wirus. Gdy w nocy 1,5 roczny maluch prawie przelewał się przez moje ręce zadzwoniłam po pomoc na pogotowie prosząc o karetkę z lekarzem. I to było pierwsze zderzenie z betonem. Pani dyspozytorka oświadczyła, że do bólu brzucha i wymiotów nie wyśle karetki (mimo, że ówczesna ustawa nakazywała wysłanie zespołu z lekarzem do każdego wezwania do dziecka do lat 3). Pokonałam beton informując, że z przyjemnością zapłacę za nieuzasadnione wezwanie, o ile powie mi to lekarz. Pan doktor po badaniu nakazał natychmiastowy transport do nieistniejącego już szpitala zakaźnego w moim mieście. Było po 4.00. Mój syn był pogodnym dzieckiem otwartym na ludzi, więc bez oporów pozwolił się zabrać pielęgniarce na oddział. Mnie nie pozwolono z nim pójść, bo "jest noc i wszyscy śpią". Kazano mi przyjechać rano. Byłam po 8.00. I weszłam na salę i zobaczyłam moje dziecko na sali z innym dzieckim i jego mamą... Tylko, że moje było przywiązane bandażem do łóżeczka, przerażone, zapłakane... Wystraszone jak zwierzątko... I usłyszałam słowo "Mama" pełne nadziei, że go uratuję... Dziś, gdy to piszę targają mną takie same emocje jak wtedy. I te same łzy stoją w oczach. Bo mam przed nimi ten obraz mojego przerażonego dziecka. Na stanowcze żądanie wyjaśnień usłyszałam: "Bo sobie kroplówkę wyrywał". Nie dałam się wyrzucić z oddziału. Mój syn długo potem jeszcze krzyczał w niebogłosy na widok osoby ubranej na biało... To była PRZEMOC. Wobec mnie i wobec mojego dziecka. Przemoc ze strony "służby" zdrowia... Moje dziecko miało "tylko" rota wirus, ale dla mnie to był dramat..



Minęło prawie 17 lat... I co? I jest gorzej. Pomagam dzieciom, wspieram ich rodziców. I wiem co przeżywają, wiem czego doświadczają. Na całym świecie rodzic może być przy dziecku w trakcie całego leczenia - od chwili przekroczenia progu szpitala do chwili jego opuszczenia. Może być przy narkozie, może być przy wybudzeniu. Nikt nie zabrania mu towarzyszeniu dziecku podczas zabiegów, zastrzyków, wymiany portów czy zwykłego USG. Ba - rodzić na oddziale dostaje obiad! Obowiązkowo! 
Rodzic jest wyczerpująco informowany o stanie dziecka, uzyskuje odpowiedź na każde pytanie, dostaje informacje o leczeniu standardowym i "niestandardowym" (tak się nazywa to komercyjne dla nas - ludzi płacących haracz do NFZ w wysokości, która pozwoliłaby nam całej swojej rodzinie zapewnić opiekę wszystkich specjalistów w prywatnym szpitalu 24 h/doba - leczenie).
Jeśli uda się rodzicowi być z dzieckiem w trakcie leczenia szpitalnego warunki w jakich żyje czasem miesiącami urągają godności człowieka. Spanie na podłodze na karimatach czy materacu to luksus. Łóżko to ewenement. Najczęściej jest krzesło. Dostęp do umywalki w łazience oddziałowej to często jedyny luksus. 
Godzina 6.00 rano wpadaj boginie mierzyć temperaturę nie patrząc na to, że dziecko całą noc zmagało się z bólem, który usiłował swym dotykiem zniwelować choć odrobinę rodzic, zasnęło godzinę wcześniej. Jest fukanie, burczenie, nawet kopanie śpiącego na podłodze umęczonego rodzica.
Dziecko w trakcie agresywnego leczenia nie ma szans na bycie z mamą czy tatą. Przestraszone i obolałe jest skazane na łaskę i niełaskę zamaskowanych fartuchami i maseczkami sfrustrowanych ludzi, którzy traktują je w większości przedmiotowo. a przecież to czuły dotyk rodzic, jego kojący głos jest najlepszym lekarstwem, gdy coś boli, gdy jest źle...
I najczęściej trzeba za to jeszcze zapłacić... 15,00, 20,00 zł na dobę ... 

Jest diagnoza. "Bogowie" ją obwieszczają. Zaczyna się leczenie. Trwa 3 tygodnie, 6 miesięcy, rok, lata... Rodzice usiłują pytać o alternatywy, szukają wsparcia, nadziei... Co dostają? Traktowanie jak kogoś niższej kategorii... Jak "Bogowie" zechcą - będzie konsultacja, jeśli nie - nie będzie. Wiecie co jest najgorsze? Gdy rodzic usłyszy od "Bogów", że nie mają alternatywy dla nieskutecznej, stosowanej dotąd terapii... Rodzic, który szuka nie słuchając "Bogów", który dociera do ośrodków poza krajem osobiście lub za pośrednictwem innych czasem jest wręcz przez "Bogów" szykanowany, straszony, nawet policją... Jeśli przetrwa, nagle dowiaduje się, że nieoperacyjny dotąd wg "Bogów" guz nowotworowy spokojnie można zoperować w polskich ośrodkach, że nowatorskie terapie przechodzą już kolejne dzieci z powodzeniem, więc po co szukać "przypadkowych" ośrodków na świecie".  Osobiście znam TRZY takie przypadki olśnienia u "Bogów"... 

I takie przykłady można mnożyć.
Gdy trafimy do szpitala my lub nasi bliscy wpadamy do tygla systemu. Dla niego i urzędników nim zarządzających przestajemy być ludźmi. Stajemy się numerem PESEL, elementami zbioru danych statystycznych. Nie liczą się nasz uczucia, nasz strach, przerażenie, bezsilność... Liczą się pieniądze, które dzięki systemowi pozostaną w kasie NFZ...
To jest PRZEMOC. Przemoc wobec tych, którzy są w tym momencie słabsi.
I przyszedł czas, gdy ktoś krzyknął "DOŚĆ!!! STOP PRZEMOCY W SŁUŻBIE ZDROWIA"

23 października to dzień moich urodzin. Postanowiłam je uczcić inaczej niż dotąd. O godz. 12.00 stanę wraz z innymi by głośno przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów, lekarza powiedzieć, że nie zgadzam się na PRZEMOC. I zachęcam każdego do takiej decyzji. 
Może ktoś powie"Po co?". "To nic nie da", "Mnie to nie dotyczy". Czy na pewno? 




4 komentarze:

  1. Wszystkich nas dotyka przemoc w sluzbie zdrowia. Bez wyjatku. Nas doroslych vhorujacych na nowotwory ( i nietylko) rowniez. Wszyscy powinnismy mowic STOP! Brak emlatii, brak informacji, brak wsparcia, brak ludzkiego podejscia, brak szacunku dla naszego lęku przed nieznanym i groznym... Nieludzkie traktowanie. Brak wyobrazni, brak checi pomocy, brak checi wyleczenia. Lenistwo i ignorancja. To dotyka nas wszystkich zdajacych sie z ufnascia, ze nas beda leczyc, na laske machiny medycznej gdzie rzadzi pieniadz, uklady, znajomosci. Nikt nie moze powiedziec " mnie niedotyczy"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego 23 października jest dniem, gdy wszyscy głośno możemy - ba, powinniśmy - powiedzieć STOP! I Powinniśmy to zrobić. Dla siebie, naszych bliskich, dla Wojowników, ale też dla Motyli i Aniołów.

      Usuń
  2. Niejednokrotnie doswiadczylam takiej przemocy w szpitalu gdy moje malenstwo tam przebywalo... oj dlugo moglabym opisywac mnostwo sytuacji... w rezultacie moj najukochanszy malenki syneczek odszedl do aniolkow :( ... Zarazono Go m. in sepsa... Nie pozwalano mi byc przy nim, problem byl ze wszystkim i utrudnianie nawet celowe kontaktu z dzieckiem, co chwila wypraszanie nawet pod glupim pretekstem, czlowiek sie bal nawet o cos zapytac bo ksiezniczki zajete wpieprzaniem ciastek i piciem kawki... ach serce peka i chce sie krzyczec... Bardzo chetnie zawalczyla bym z Pania o to lepsze jutro!!! Ja tez bardzo chce naglosnic sytuacje jakie mialy miejsce w szpitalu w Ligocie, to jest niedopuszczalne co sie tam dzieje, zbieram sily na walke z systemem... Jesli moglabym sie wlaczyc jakos w akcje prosze dac znac jak itd. Swietnie ze Pani sie za to bierze!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi...Ta akcja ma na celu pokazanie, że pacjent i jego najbliższy to człowiek, ma uczucia, ma emocje, boi się i potrzebuje pomocy, nie upokorzeń i odarcia z godności do końca. Ale ja tyko dołączyłam do tej akcji. Jej motorami są Pauiina i Piotr.

      Usuń

Dziękuję za Twój komentarz. Jeśli nie jest obraźliwy dla mnie, odwiedzających to miejsce lub bohaterów moich wpisów wkrótce zostanie opublikowany.