poniedziałek, 12 października 2015

ODLEGŁOŚĆ NIE MA WPŁYWU NA BLISKOŚĆ...
DANI...

We wtorkowy poranek z włoskiego Ascoli wiatr przyniósł wiadomość... Dani zasnął na zawsze... 
Poznałam Go to dużo powiedziane, ale mimo to stał mi się niezwykle bliski. Ten numer mu nie wyszedł... Tak się nie robi Daniku...

8 lat temu 31- letni wówczas, pełen życia, witalności, szalonych pomysłów, tysiąca planów przystojny mężczyzna usłyszał diagnozę - SLA, stwardnienie zanikowe boczne. Diagnoza straszliwa, nie dająca najmniejszych szans, diagnoza, która uświadomiła Mu, że niewiele czasu na realizację planów  zostało.... 

Po czterech latach od diagnozy choroba "posadziła" Go na wózek. Ale nie odebrała najważniejszego - poczucia humoru, radości z każdej chwili, niezwykłej osobowości, cudownego uśmiechu. Uśmiechu, który rozjaśniał świat, który uwodził każdego, który zjednywał Mu sympatię kolejnych. 



Dani.. Uwielbiał horrory i kino niszowe, niskobudżetowe (o rany, jakie czasem t były gnioty), kochał grę w szachy. Dla relaksu oglądał Masterchefa. Mimo tego, że choroba odebrała u sprawność fizyczną, nie odebrała radości życia. Czerpał z każdej chwili, afirmował życiem. Kochał książki. Pisał opowiadania, planował swoją książkę. Jego twórczość była doceniona i nagradzana. 



Mniej więcej 2,5 roku temu los postawił na Jego drodze Polkę - Gosię. Miała pracować jako Jego opiekunka, ale została najlepszym przyjacielem, motywacją, kimś bardzo wyjątkowym. Mówiła o Nim "Szef", ale tak naprawdę Dani był jej "Paszczakiem", a ona Jego "Maupą". Dbała o Niego, gotowała frykasy, rozmawiała z Nim... Kochała Go. To dla niej zaczął  uczyć się polskiego (żałuję, że los nie pozwolił  mi usłyszeć Jego wykonania "Windą do nieba" czy "Batumi her Batumi").. Na koniec każdego dnia Jego "spadówa", takie ich osobiste "Dobranoc, do jutra Przyjacielu"... Nie powiedziałeś tego w poniedziałek...

A dzięki Gosi ja poznałam Daniego. To On i jego najbliżsi usłyszawszy, że polskie dziecko poszukuje ratunku w jednej z włoskich klinik wraz z Gosią szukali informacji, kontaktów, tłumaczyli dokumenty, jeździli na konsultacje lekarskie. Potem On przesyłał mi maile z plikami o nazwie "maupaaa", których treść dawała nadzieję... 





Dani - żartowniś, cudowny człowiek, fantastyczny kompan, Wojownik... Dziś Anioł... Choroba Go nie złamała ani nie pokonała... Po prostu poszedł odpocząć...

Niby był daleko, w innym kraju, dzieliła nas nie tylko odległość, ale i bariera językowa. A mimo to jest i zawsze będzie dla mnie kimś wyjątkowym... Kimś, kto zawsze będzie żył w moim sercu i w mojej pamięci... 
Daniku - jeśli kiedyś TAM się spotkamy, dostaniesz ochrzan.... Bo tak się nie robi, Paszczaku... Czekaj tam na nas, bo dzieli nas tylko czas... 

Żegnały Go tłumy... Przyjaciele, znajomi, uczniowie, dobrzy ludzie... Bo kochało Go wielu.. Tak jak pokochałam Go ja...



Pamięci Daniele Donati 02.10.1976 - 05.10.2015 [*]



2 komentarze:

  1. Dziękuje Ci Ewus ... Dani to cudowny; skromny przyjaciel, który zmienił moje dotychczasowe życie o 360° ... Bardzo Go brak ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokadnie tak.. Wzruszylam sie..

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz. Jeśli nie jest obraźliwy dla mnie, odwiedzających to miejsce lub bohaterów moich wpisów wkrótce zostanie opublikowany.