wtorek, 18 sierpnia 2015

POLINECZKA...





14 czerwca 2004 w zwykłej rodzinie na świat przyszła Księżniczka. Na imię dano jej Polineczka. Była piękna. Jedno spojrzenie w jej oczka wystarczyło, by miłość wszechogarniała każdego. Była radosna i uśmiechnięta. Była kochana. Ale te oczka pokochał też zły smok... 
Maleńka Księżniczka jawiła się jako zmaterializowane szczęście jej rodziców. Jej uśmiech był jak słońce - jasny, ciepły, pełen życia...
Aż pewnego dnia w rodzinie Księżniczki zjawił się zły smok - guz nadnercza. Strach o Księżniczkę zawładnął Jej rodziną. Na szczęście szybka reakcja nadwornych lekarzy dała nadzieję - guz nie był złośliwy. I teraz już mieli wszyscy żyć długo i szczęśliwie. Jak w bajce... Mieli się kochać, cieszyć każdym dniem... Polineczka miała być już zawsze powodem wyłącznej dumy i radości... Ale życie okazało się być bajką bez happy endu... Zło miało dopiero zjawić się w tej rodzinie i zawładnąć ich życiem... Bez litości, bez ostrzeżenia, nieprzewidywalnie i niewyobrażalnie... Miało ranić, miało upokorzyć, a na koniec odebrać to, co najcenniejsze i najważniejsze...




Gdy Polineczka skończyła 9 miesięcy, niedługo po usunięcia guza nadnercza na prawej powiece dziewczynki pojawiła się narośl. Specjalistyczne badania, liczne konsultacje i wyrok. Mięsak prążkowanokomórkowy. Potwór wyszedł ze swej jamy i zamieszkał z Księżniczką.  
Maleńka Polineczka niedługo po zdmuchnięciu świeczki na pierwszym w Jej życiu urodzinowym torcie trafiła do onkologicznego piekła, by walczyć ze złym smokiem. Walczyć naprawdę, na śmierć i życie. A wraz z Nią na to okrutne pole bitwy trafili wszyscy Jej najbliżsi....



Chemioterapie, jedna za drugą, zwalające z nóg największych z mocarzy skutki leczenia zniosła z niezwykła godnością. Swą niezwykłą mocą dawała siłę rodzicom. Nie mogło się nie udać. Gdy lekarze stwierdzili, że guz reaguje na chemię podjęli się niezwłocznie usunięcia zmiany, by nie oszpecić pięknej buźki Księżniczki. Gdy Polineczka zdmuchnęła świeczki na drugim w swoim życiu torcie zły los powrócił - guz zaczął odrastać. Powrót na onkologiczny ring, walka, chemia, kolejna operacja... Kolejna wznowa... Nie było wyjścia - Księżniczka przegrała bitwę o oczko, by walczyć dalej o zwycięstwo w wojnie o życie. Ale potwór nie odpuścił. Komórki nowotworowe wciąż panoszyły się w maleńkim ciałku. Rak żądał Księżniczki... 



Pojawiły się apele, także w mediach. I nagle jawiła się osoba - nikt nie wiedział wtedy, że to dobra wróżka. Dała nadzieję, że za lasami, górami i rzekami, w innym kraju jest szansa na uratowanie Polineczki. Ruszyła fala pomocy, pojawili się cudowni ludzie, Anioły. Księżniczka rozpoczęła nowatorska terapię. W jej najbliższych wstąpiły nowe siły, tysiące nieznanych przyjaciół podsycało nadzieję, umacniało wiarę. Polineczka miała wygrać. Ale zły nie spał... Przyczaił się i zaatakował w węzłach chłonnych. Tym razem smok okopał się - komórki nowotworowe uodporniły się na leczenie... Była tylko jedna metoda dająca szanse Księżniczce - ryzykowna operacja... Rodzice podjęli to ryzyko - 25 lutego 2009 r. usunięto guz. Dobry Bóg czuwał - żaden nerw twarzy Polineczki nie został uszkodzony. I zI I znów wstąpiły w najbliższych Maleńkiej nowe siły, a w ich sercach rozkwitła na nowo nadzieja.  Nowy lek sprowadzony do Polski miał zabić smoka...
I potem znów mieli żyć wszyscy długo i szczęśliwie...
Ale w tej historii nie było happy endu... Zły los wrócił w drugim oczku. Polineczka walczyła z nim dzielnie, pokazała wszystkim, że trzeba walczyć, do końca i mimo wszystko... Swą siłą zadziwiała i motywowała wielu... Tysiące Jej kibicowały... Tysiące pokochały... Tysiące pamiętają...
Aż przyszedł ten straszliwy dzień - 10 września 2009 r. Polineczka zasnęła otoczona miłością tych, których kochała najbardziej... Potwór wyrwał serca Jej rodzicom, usunął ziemię spod stóp Jej rodzeństwu i przyjaciołom... Nie pojawił się żaden książę, który obudziłby Księżniczkę pocałunkiem z tego snu.. 
Dziś Polineczka miałaby 11 lat. Pewnie chodziłaby do szkoły, pewnie miała swoje pasje... Może opowiadałaby dziś o przygodach jakie przeżyła na wakacjach... Nie zdążyła... Ale tam gdzie jest jest na pewno szczęśliwa, jest pięknym kwiatem w rajskim ogrodzie, ma "włoski aż do samych kostków"... I czeka tam na nas.

Pamięci Poli Wesołowskiej [*] 14.06.2004 - 10.09.2009



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz. Jeśli nie jest obraźliwy dla mnie, odwiedzających to miejsce lub bohaterów moich wpisów wkrótce zostanie opublikowany.