czwartek, 6 sierpnia 2015

NIE POWINIENEŚ SIĘ MĄDRZYĆ, JEŚLI NIE CHCESZ SIĘ WYGŁUPIĆ (T. Kotarbiński)


Dziś o "dobrych radach".... Może być dosadnie, ale trudno.

Wielu z Was uczestniczy w różnych wydarzeniach, czasem z wyboru, czasem mimo woli... Wielu dołącza do pomocy apelującym o pomoc dla siebie lub swoich dzieci... Często angażujemy się emocjonalnie w takie sytuacje... Chcemy pomóc, wesprzeć, podsycić nadzieję, umocnić wiarę... Ale nagle pojawia się informacja, że nie ma ratunku dla Wojownika, że jego czas tutaj dobiega końca... 
Co czujemy? Bunt, szok, ból... Bo przecież Wojownik na zdjęciach nie wygląda na osobę, z której życie wycieka...  Bo przecież na czytamy, że na świecie są metody leczenia choroby nie stosowane w naszym kraju z różnych powodów.. 

Ale niewielu z nas pokusi się na poznanie przebiegu choroby od samego początku, niewielu z nas ma specjalistyczne wykształcenie medyczne, by z pełną odpowiedzialnością zinterpretować wyniki specjalistycznych badań, o których czytamy... Tak niewielu z nas widziało na własne oczy walkę Wojownika...
Oddział szpitalny dla wielu to piekło... Piekło na ziemi... Im dłużej w nim się przebywa, im bardziej poznaje się bezpośrednio kolejne etapy walki z potworami, tym bardziej dociera, że przychodzi moment, gdy jesteśmy bezsilni, tak jak medycyna. Nie tylko w Polsce... Na całym świecie... 

I z chwilą gdy czytamy informację o tej bezsilności, w wielu osobach - najczęściej tych, które słowo "nowotwór" znają tylko z neta - budzi się instynkt poszukiwacza ratunku. Czasem z dobroci serca, czasem w ramach buntu... Choć coraz częściej obserwuję zachowania wskazujące na ego radzących o poziomie odwrotnie proporcjonalnym do IQ. Te ostanie dotyczą chorób straszliwych, a jednak taki ktoś nie ma oporów napisać do matki Wojownika osteosarcoama, że w USA podają szczepionkę na ten rodzaj nowotworów, czy innej - której dziecko walczy z sarcoma synoviale, że truje dziecko chemią i powinna ją odstawić na rzecz leków na pasożyty. Ba, nawet niektórzy dawkowanie tych leków ordynują. Co trzeba mieć w głowie, żeby coś takiego zrobić???? Dla mnie  - to kryminał. Pestki moreli (wit. B17), witamina C we wlewie, lewatywy z kawy, bioenergoterapeuci i inne przelewanie jajka - proponuję "ciociom dobra rada" wypróbować najpierw na sobie. Pokażcie jedną osobę wyleczoną takimi metodami! Nie ma? A to pech!

Kochani  - to nie tak, że rodziny osób, których walka z chorobą jest skazana na przegraną siedzą z założonymi rękoma czekając na TEN moment. Szukają, proszą, pytają każdego, na całym świecie... I gdy światełko nadziei powili gaśnie, a brutalna rzeczywistość zaczyna docierać do ich świadomości, chcieliby wykorzystać czas, który im pozostał... Jestem pewna, że każda matka i każdy ojciec, każda żona i każdy mąż z diabłem do piekła by poszli, gdyby tam był ratunek dla ukochanej osoby. 

W takim czasie oni chcą się cieszyć każdą darowaną wspólną chwilą, bawić się ze swoim dzieckiem, być razem, pojechać na wycieczkę... NIE WOLNO IM W TAKICH CHWILACH PRZESZKADZAĆ! NIE WOLNO Z BUCIORAMI WŁAZIĆ W TEN MISTYCZNY ŚWIAT!Żadne, nawet najszczersze intencje nie upoważniają do proponowania wizyt, bo czasem trudno im odmówić, by nie urazić, ale oni chcą być SAMI ZE SOBĄ... 

A tym bardziej nic nie usprawiedliwia "dobrych rad", czasem tak bezmyślnie spontanicznych... O ordynowaniu leczenia na podstawie "rewelacji" internetowych przekazywanych z miną mędrca i specjalisty od chorób wszelakich na podstawie tłumaczeń anglojęzycznych artykułów przedrukowywanych z periodyków medycznych, tłumaczonych bez zrozumienia na internetowych translatorach nie wspomnę, bo to już skrajność, ale jakże powszechna w wydaniu niektórych...

W ostatnim czasie na kilku stronach dedykowanych Wojownikom pojawiły się informacje o bezsilności medycyny wobec choroby. Bezsilności potwierdzonej na całym świecie... Wielu wyraziło swój żal, bunt wobec wyroku, przerażenie niemocą i przekazało słowa swojego wsparcia, zapewnienia o modlitwie... I naprawdę - to wystarczy. Rodzice tych dzieci zrobili wszystko, napisali do każdego, dokopali się do pełnej informacji, wysłali dokumenty w każde miejsce na świecie, gdzie była szansa na nadzieję... Jeśli napisali, że chcą być teraz ze swoim dzieckiem - uszanujmy to. Dajmy im znak, że ich ból jest naszym bólem, ale nie potęgujmy go, bo po prostu nieludzkie... I głupie, pozbawione sensu i uczuć wyższych. Oraz szacunku...







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz. Jeśli nie jest obraźliwy dla mnie, odwiedzających to miejsce lub bohaterów moich wpisów wkrótce zostanie opublikowany.