poniedziałek, 9 listopada 2015

KAJA...
Miłość nie kończy się u bram śmierci, żyjesz Maleńka w naszej pamięci...




Sejny... Urocze miasteczko z niesamowitym klimatem, zagubione wśród przepięknej przyrody Pojezierza Suwalsko - Augustowskiego. Miejsce gdzie na każdym kroku spotyka się historię i wielokulturowość. To tam 02 marca 2007 w pewnej rodzinie rozbłysła gwiazdeczka - Kaja. Dziewczynka o niezwykłych oczach Oczach, które mnie urzekły, gdy po raz pierwszy w nie spojrzałam. Mimo, że wtedy już oczy te wyrażały niezwykłą dojrzałość przeplataną cierpieniem.



Przez 5 cudownych lat nic nie zwiastowało tragedii. Kaja miała starszego brata, gdy niespełna miała 2 latka została starszą siostrą. Nikt nie sądził wtedy, że szczęście tej rodziny już niedługo odbiorą trzy straszliwe litery.... R A K... Na imię mu dano glejak pnia mózgu, złośliwy...

Zaczęło się prozaicznie. U niespełna 5-cioletniej Kai pojawiły się problemy ze wzrokiem. Lekarz nie dostrzegła żadnych niepokojących zmian. Gdy objawy się nasiliły, a Kaja zaczęła tracić równowagę trafiła do miejscowego szpitala - badania nadal nic niepokojącego nie wykazały, a stan dziewczynki pogarszał się niemal z dnia na dzień... Przerażeni rodzice ze skierowaniem od neurologa pojechali do wojewódzkiego szpitala specjalistycznego w Białymstoku. I tak zaczął się koszmar. To tam rodzice dziewczynki po raz pierwszy usłyszeli nazwę przeciwnika, który wyzwał na pojedynek o życie ich Córeczkę... Ale wtedy było jeszcze podejrzenie, nic pewnego, wciąż byli pełni nadziei, że to jakaś pomyłka. Badania TK i informacja, że trzeba to sprawdzić, najlepiej w CZD w Warszawie, bo tam są najlepsi specjaliści. Wykonane po kilku dniach w Warszawie badanie MR nie pozostawiło miejsca na cień złudzeń... "To najgorsze, co może się w mózgu zdarzyć"... Jakby tego było za mało - guz okazał się być nieoperacyjnym. To był 02 marca 2012 roku - 5 - te urodziny Kai... W tle było słychać złowieszczy chichot losu...


Kaja rozpoczęła swoją walkę niemal od razu. Chemia spowodowała, że ta urocza dziewczynka przestała się uśmiechać z dnia na dzień, że beztroskę dzieciństwa zastąpił ból i potworne cierpienie. Rodzice nie zostawili Jej samej nawet na sekundę, w domu czekali brat i siostra. Wszyscy wierzyli w happy end - ja też...  Blok za blokiem, krótka przerwa, powikłania, spadki i znów chemia... Zaczęła się akcja zbierania środków na leczenie Kai. Bo może gdzieś na świecie będą większe możliwości, bo przecież zdarzają się cuda... Bo trzeba walczyć, szczególnie o to młode życie, które dopiero się przecież zaczyna...
Wierzyliśmy, że powrócą cudowne dni, że Kaja nie raz zrobi psikus swoim najbliższym, przecież tak lubiła żartować. Kaja walczyła, my wszyscy - czasem zupełnie obcy pomagaliśmy jak umieliśmy i wierzyliśmy, że musi się udać, że skoro tak mała dziewczynka tak dzielnie stawia czoło potworowi, to MUSI SIĘ UDAĆ, MUSI WYGRAĆ...

Ale cud się nie zdarzył... Nikt na świecie nie powiedział: "Uratujemy Kaję". lekarze bezradnie rozłożyli ręce, choroba triumfowała i każdego dnia odbierała cząsteczkę Gwiazdeczki... 25 października 2012 Kajunia wróciła do domku, do brata i siostry, do rodziców i dziadków, do tych, którzy kochali Ją i kochają wciąż najmocniej na świecie... Był tort, baloniki i "Witaj w domu"... Otoczono Ją miłością, ciepłem, serdecznością... Na pewno była szczęśliwa, choć choroba postępowała niemal z minuty na minutę.

9 listopada 2012 tuż po 11.00 Kaja zasnęła w otoczeniu najukochańszych najbliższych... Tego dnia grono Aniołów powiększyło się o kolejnego  - Anioła o przepięknych oczach... Skończył się ból, strach, niemoc, zaczęło coś, czego my jeszcze nie znamy... Ale nieustannie wierzę, że kiedyś Kajunia znów ufnie wtuli się w ramiona swojej mamy, znów splecie swoje rączki na jej szyi. Ona już doszła do celu, my wciąż do niego zmierzamy...

Znów to napiszę. W niebie musi być kolorowy plac zabaw z huśtawkami, karuzelą i zjeżdżalnią. Bo przecież dzieciom byłoby nudno wśród dorosłych. Przecież majestat Boski nie obrazi się słysząc beztroski śmiech dzieci, które są najpiękniejszymi kwiatami w rajskich ogrodach...

Pamięci Kai Kwaterskiej 02.03.2007 - 09.11.2012 [*]


Dziś mija 3 lata odkąd do grona Aniołów dołączyła Kaja, wczoraj minął rok, odkąd Antoś został Aniołem, w sobotę minęło 2 lata odkąd nie ma z nami Martynki, a od piątku czeka tam na nas Alunia... Panie Boże! Gdzie jesteś???!!!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz. Jeśli nie jest obraźliwy dla mnie, odwiedzających to miejsce lub bohaterów moich wpisów wkrótce zostanie opublikowany.