niedziela, 1 października 2017

"DEJ, MAM HOROM CURKE"... 
ZJAWISKO SOCJOLOGICZNE CZY SPOSÓB NA ŻYCIE?



Refleksja do której dorastałam od kilku dobrych miesięcy, umocniona dyskusją zakończoną wyzwiskami ze strony tych, którzy nie zrozumieli, o czym jest. Erystyka to sztuka prowadzenia sporów. Trudna sztuka. Nieliczni uczestnicy takich dyskusji, gdzie są różne zdania, ją opanowali.
6 lat angażuję się w pomaganie tym, którzy o pomoc proszą. Czasem odmawiam, sugerując zmianę formy prośby uzasadniając swoje stanowisko i staram się to zawsze robić merytorycznie.
Do dziś pomogłam w miarę swoich możliwości wielu - dzieciom i dorosłym. Ale pewne wydarzenia - co piszę z przykrością - coraz częściej odstręczają mnie od pomocy najmłodszym. Nie, nie wszystkim. Wciąż w moim życiu są młodzi, czasem zupełnie mali ludzie, o których walczyłam i wciąż walczę. Nie oczekuję niczego w zamian, bo słowo "dziękuję", czasem łzy wzruszenia w oczach ich bliskich, przyjaźnie, które trwają to mój zysk, najpiękniejszy z możliwych.
Jednak zjawisko "dej, mam horom curke" zaczyna mnie przerastać. To jakieś zjawisko socjologiczne w tej chwili. Ja naprawdę rozumiem, że rodzic chorego dziecka pójdzie z diabłem do piekła, jeśli tam dla dziecka będzie ratunek. Ale nigdy nie zaakceptuję traktowania potencjalnych darczyńców po chamsku i w sposób wulgarny. A niestety coraz częściej takie zachowania stają się powszechne. Postawy roszczeniowe też są juz codziennością. Nie chcę brać w tym udziału. Niektórzy (co podkreślam) rodzice dostają małpiego rozumu i wielu zaleciłabym wyszukanie w Wikipedii definicji słowa "pokora", a potem wykucie jej na blachę.
To nie znaczy, że odmówię pomocy dziecku. Ale chyba czas włączyć pewną selekcję.
Z tych 6 lat ostatnie 2 poświęciłam osobom, które potrzebują pomocy, ale ich prośby są rzadziej zauważane. To osoby dorosłe. Wiem jak trudno jest walczyć dorosłym, jak trudno poprosić, powiedzieć, że już nie dają rady, obnażyć się w najczulszym z punktów. Z tych blisko 50 osób, którym starałam się pomóc przez ostatnich 24 miesięcy nigdy nie usłyszałam żądania, oczekiwania, nigdy w ich postawie nie było roszczeń. Prosili cichutko, ze wstydem i zażenowaniem ciesząc się jak dzieci z każdej przekazanej złotówki. Z wieloma z nich jestem w nieustannym kontakcie, utrzymuję relację z ich bliskimi. Oni sa naprawdę wdzięczni za wszystko. Nie, nie mnie. Tym, którzy posłuchali moich opowieści o nich. Bo zawsze w rozmowie zastrzegam, że ja opowiem o ich prośbie, ale nie potrafię im zagwarantować ile osób zechcę tej opowieści posłuchać i zareagować. Często słyszę, że się modlą za tych wszystkich anonimowych i nieanonimowych pomagaczy, że cieszą się każdym dniem, że doceniają pracę tych, którzy w ramach działalności organizacji nie pozwolili im utracić wiary, że dorosły też zasługuje na pomoc.
Ja też mam emocje, które angażuję w innych i jeśli ktoś na nich gra, bo zadam pytanie, które jest niewygodne i w odpowiedzi słysze pogróżki sądem, prokuraturą czy też innymi agencjami śledczymi, dostaję pisemka z pomówieniami, mam obrabiany tyłek w kółkach wzjemnej adoracji, gdzie tworzy się coraz śmielsze torie na temat mojego życia, o inwektywach nie wspominając - to uwierzcie, że po prostu mi się ulewa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz. Jeśli nie jest obraźliwy dla mnie, odwiedzających to miejsce lub bohaterów moich wpisów wkrótce zostanie opublikowany.