środa, 7 września 2016


MY WAY


Każdego ranka fb pokazuje mi wspomnienia sprzed lat.
Od kilku dni przypomina mi, że ponad rok temu w moje życie weszła nazwa "NANOKNIFE". - metoda leczenia nieoperacyjnych guzów trzustki i wątroby. Nieoperacyjnych, bo są położone na strukturach krytycznych dla ludzkiego życia. Jakby sam nowotwór to było za małe zagrożenie...
Od tamtego czasu niemal codziennie rozmawiam z kimś, kto potrzebował lub potrzebuje pomocy w walce z tak położonym guzem nowotworowym. Nikt, kto nie rozmawiał nigdy z ludźmi, którzy stanęli oko w oko z taka diagnozą - ludzi, którzy usłyszeli, że rokowania dla nich lub ich najbliższych to 3 do 6 miesięcy życia - nie ma pojęcia ile w ich głosach jest rozpaczy, strachu, łez i bólu, zażenowania, wstydu, że musza prosić, lęku, że się nie uda. Bo diagnoza powala ich na kolana, ale wiedzą, że jest metoda, która może dać szansę pod warunkiem, że chory zapłaci za nią nawet 70.000 zł, których najczęściej nie ma. Dla wielu brzmi to jak przypieczętowanie wyroku.
Przez ostatni rok dzięki Wam udało się wielu z nich przywrócić nadzieję, bo wspólnie daliśmy szansę tym życiom. 
Nie zawsze się udało. Bo przez ten rok moje serce pękło kilka razy na wieść, że kolejny z Wojowników poszedł odpocząć. Grześ, Jacek, Staszek, Pani Halinka, Pan Stanisław, Pan Leszek, Pan Kazimierz, a jutro pójdę pożegnać Elę. Czasem nie zdążyliśmy, czasem nasza mobilizacja dała szansę zbyt późno, czasem los zadecydował, że mimo wszystko choroba z nas, a przede wszystkim z Nich zakpi i pokaże, że ona rządzi..
Ale wspólnie mamy też sukcesy. Ich ucieleśnieniem jest Anetka, Pani Hania, Pani Wiesia, Pan Samuel, Pani Ewa, Pani Karolina, Pani Jadwiga, Pani Beata czy Pani Elżbieta, Boguś - oni dostali szansę dzięki Wam i dziś są górą w tej walce o życie. Bo NanoKnife dał im szanse.

Ten rok zaoowocował też tym, że dzięki cudownym ludziom dziś chorzy z nieoperacyjnymi zmianami nowotworowymi trzustki i wątroby dostają szansę na NanoKnife w CSK WUM na Banacha. Projekt rozwija się, koszty zabiegu udało nam się obniżyć do 35.000 zł i są to koszty jedynie materiałów zużywalnych, jakimi są elektrody do nieodwracalnej elektroporacji. Ale to wciąż pieniądze, których czasem ci, którzy do mnie dzwonią nie mają. Rozpacz jest taka sama jak zawsze - życie kosztuje konkretną kwotę. Może nie są to miliony, ale uwierzcie - zebranie kilkudziesięciu tysięcy złotych dla osoby dorosłej to o wiele więcej pracy i zaangażowani niż zebranie kilkuset tysięcy, czasem kilku milionów dla dziecka. Wielu udaje, że nie dostrzega tych próśb. Nie wiem dlaczego. Bo przecież życie ludzkie ma wartość najwyższą i nie ważne czy ma lat 2 czy 62. Wiele razy usłyszałam pytanie od tych Wojowników; "Czy mam prawo prosić o pomoc, skoro tylu młodych walczy?". Co byście odpowiedzieli takiej osobie? Bo dla mnie odpowiedź jest oczywista. TAK! Bo ta osoba to czyjś ojciec, czyjaś matka, czyjś syn i czyjaś córka, czyjś brat lub siostra, czyjś mąż i czyjaś żona. Ukochana, najbliższa, jedyna, niepowtarzalna i niezastąpiona osoba. Macie takie osoby wśród swoich bliskich? Ja mam. Mam babunie, która ma 90 lat, mamę, tatę, brata, męża, jego najbliższych, syna. I nie wyobrażam sobie, jak będzie, gdy kogoś z nich zabraknie. A Wy?
Dlatego prosiłam, proszę i będę prosić (choć wiem, że wielu ma tego dosyć) - nie odwracajcie wzroku od tych apeli. Za każdym z nich stoi człowiek w obliczu potencjalnie śmiertelnej diagnozy. Człowiek, któremu wspólnie możemy dać szansę, a jego najbliższym radość bycia razem.

To moja własna droga, czy się to komuś podoba czy nie. Moje życie i mój wybór. Wiem, że jest słuszny.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz. Jeśli nie jest obraźliwy dla mnie, odwiedzających to miejsce lub bohaterów moich wpisów wkrótce zostanie opublikowany.