czwartek, 21 stycznia 2016

OPERACJA ALBO AMPUTACJA, czyli o Sebastianie raz jeszcze...



Kilka tygodni temu pisałam o Sebastianie, jego walce z rakiem, o jego szansie, której nie będzie mógł wykorzystać bez pomocy dobrych ludzi.  

I znów życie pokazało, że cudownych i empatycznych wrażliwców nie brakuje na tym łez padole. Wczoraj w wiedeńskiej klinice Sebastian pomyślnie przeszedł zabieg wymiany endoprotezy i rekonstrukcji nerwu strzałkowego. Po blisko 9 godzinach walki lekarzy o sprawność tego 19 - latka z Tarnowa Pan Prof Kotze powiedział, że wszystko poszło zgodnie z planem. 

Kochani! Dzięki ogromnym sercom dziesiątek tysięcy wspaniałych ludzi stan zbiórki na dziś to kwota ponad 200.000,00 zł. Wciąż brakuje ok. 80.0000,00 zł. Do 5 lutego trzeba uregulować rachunek za operację. Wciąż zbieramy, wciąż walczymy, wciąż wspieramy Sebastiana! 



Dziś dostałam od Mamy tego Wojownika niezwykle wzruszający film opowiadający o tym, co przeszedł i wciąż przechodzi ten młody człowiek, a wraz z nim jego najbliżsi. Obejrzyjcie, zatrzymajcie się na chwilę i zastanówcie, czy warto zawalczyć o tego chłopaka. Ja wiem, że warto. Wczoraj dzięki wielu wspaniałym świat Sebastiana zaczął nabierać barw, weszła do tego świata wiara i nadzieja. Zróbmy wszystko, by obie rozpaliły się jeszcze mocniej. Wiem, że Sebastian wykorzysta otrzymaną szansę na 100%.
Poznajcie Sebastiana, jego Mamę Bożenę, jego przyjaciół i znajomych. I dołączcie do nich, choćby ciepłą myślą, szczerą modlitwą i najmniejszą darowizną. 
Koszt operacji to blisko 60.000,00 euro, a to dopiero początek, bo przed Sebastianem bardzo długa, bardzo intensywna, bardzo bolesna i bardzo kosztowna rehabilitacja. 


Walkę tego Wojownika możecie też śledzić na jego fanpage pomocowym:


Pamiętajcie również o Sebastianie podczas wypełniania swoich zeznań podatkowych za 2015 rok. 1 % to wielki dar, bo gdy ten mały gest zdarzy się wiele razy, dzieją się rzeczy wielkie.

Za każde okazane wsparcie z całego serca Wam już dziś dziękuję.



czwartek, 7 stycznia 2016

JESZCZE TYLKO JEDNA BITWA, BY WYGRAĆ CAŁĄ WOJNĘ...



Sebastian... Swoją walkę zaczął wtedy, gdy toczyła ją Alicja... Bożenka stoi przy nim murem od pierwszego dnia. Jak każda onkomama...

Sebastian ma 19 lat. Jego „przygoda” z nowotworem zaczęła się w sierpniu 2013, gdy zdiagnozowano u niego złośliwy nowotwór kości piszczelowej lewej o nazwie OSTEOSARCOMA. 

I znów był szok, niedowierzanie, pytanie do Boga „DLACZEGO???”. Gdy pierwsza wściekłość i pretensje do losu ustąpiły przyszedł czas na znalezienie siły do walki. Ani Sebastian ani jego najbliżsi nigdy nie zapomną dnia, gdy zadzwonił telefon z Instytutu Matki i Dziecka i usłyszeli, że musza natychmiast przyjechać do Warszawy. Biopsja potwierdziła, że to nowotwór złośliwy. I zaczęło się: chemioterapia, blok za blokiem, worek za workiem. Serce każdej matki pęka na miliony kawałków, gdy musi bezradnie patrzeć jak z jej dziecka ciekają siły, jak się zmienia fizycznie jak płacze z bólu i przerażenia. I nic nie może zrobić, pomóc, ukoić bólu, wziąć na siebie tych tortur... Może tylko być i trzymać za rękę. I obiecywać, że wszystko będzie dobrze, choć wie, że nie ma na to najmniejszego wpływu. Ta chwila największej rozpaczy wraca w myślach i snach i nie chce odejść.
Po trzech miesiącach od rozpoczęcia chemii, przyszedł czas na usunięcie guza wraz z częścią kości piszczelowej i zastąpienie usuniętego odcinka endoprotezą onkologiczną. Zimny oddział onkologiczny stał się dla Sebastiana i jego mamy drugim domem. Utrata włosów, silne dawki leków przelewające się przez organizm chłopaka, niszczące go od środka- to było teraz ich życie. Ale nowotwór nadal nie dawał za wygraną... I znów z ust lekarza padły słowa, których nigdy nie chciałby usłyszeć - tomografia pokazała PRZERZUTY DO PŁUC...Dalej mama Sebastiana nie słyszała już nic, jej płacz zagłuszył wszystko. Koszmar jej dziecka trwał nadal. Sebastian do dziś przeszedł trzy torakotomie płuc… Ostatnią w czerwcu tego roku… 

Leczenie onkologiczne zakończyło się 15.08.2014. Pełni nadziei Sebastian z mamą opuszczali oddział onkologii chirurgii dzieci i młodzieży w IMiD. Jednak radość trwała bardzo krótko. Już na pierwszej kontroli usg nogi wykazało zakażenie endoprotezy. Mimo zastosowanego leczenia antybiotykami było coraz gorzej. Lekarze zadecydowali o usunięciu endoprotezy. W listopadzie 2014 r usunięto endoprotezę i założono leczniczy speacer, nogę włożono w gips na 5 miesięcy. W końcu w kwietniu 2015 przeprowadzono kolejną operację, podczas której założono nową endoprotezę. Potem Sebastian został poddany trudnej i bolesnej rehabilitacja, nie raz okupionej łzami...

Ale choroba szybko przypomniała o sobie Po trzech miesiącach kolejne usg znów pokazało ogniska ropne wzdłuż endoprotezy. Znów powróciła niepewność i strach . I ponownie zawisło nad nami widmo operacji. We wrześniu po raz kolejny usunięto synowi endoprotezę i założono cementowy speacer z drenażem przepływowym. W czasie operacji doszło do uszkodzenia nerwu strzałkowego. Przebieg operacyjny był powikłany, wystąpiła martwica tkanek . I znów niepewność...co będzie z nogą, czy uda się ją uratować. W rozmowach lekarzami coraz częściej pojawiało się straszliwe słowo „AMPUTACJA”…

Mama Sebastiana nie umiała pogodzić się z tym, że choroba, która zabrała jej dziecku już ta wiele może go tak straszliwie okaleczyć na całe Zycie. Gdy pojawiła się taka możliwość natychmiast zdecydowała się na konsultację sytuacji Sebastiana w klinice w Wiedniu. I tam zapalono światełko nadziei. Profesor konsultujący młodego mężczyznę powiedział, że widzi szansę uratowania nogi, a nawet jej całkowitej sprawności! Dał nadzieję w to, że w końcu po dwóch latach walki, po przejściu 10 operacji Sebastian mógł zacząć w końcu sprawnie chodzić bez kul. Ponadto oprócz nowej endoprotezy, konieczny jest przeszczep mięśnia i tkanek skóry.

Jak mówi mama Sebastiana „To światełko w tunelu dla mojego syna”. Światełko, które może zgasnąć, bo związane jest z wielkimi kosztami. Koszt tej ogromnej szansy na sprawność, na wygraną, na normalne życie to ponad 59 000 euro. I czas, który nie jest sprzymierzeńcem Sebastiana – operacja powinna się odbyć ok. 20 stycznia 2016 r. Czyli za 12 dni...
Być może to jedyna szansa, być może nigdy się nie powtórzy… Dlatego Sebastianowi dajmy wspólnie możliwość skorzystania z niej. Czasu jest mało, kwota ogromna, ale i Sebastian i jego mama mocno wierzą w ludzką dobroć. I dlatego znaleźli w sobie odwagę, by prosić o pomoc wierząc, że ich wołanie o pomoc nie pozostanie bez echa…

Pomóc Sebastianowi można dokonując wpłaty na konto:

Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba”
Bank BZ WBK 31 1090 2835 0000 0001 2173 1374

Tytułem: “409 pomoc w leczeniu Sebastiana Moskal”

wpłaty zagraniczne: PL31109028350000000121731374 
swift code: WBKPPLPP


W walkę o Sebastiana włączyła się również platforma SiePomaga 


Kochani Czytelnicy! Wiem, że proszę Was często i o wiele, ale za każda z opisywanych przeze mnie historii stoi prawdziwy człowiek, taki z krwi i kości, często młody, stojący u progu prawdziwego życia, z planami na przyszłość, które - jeśli nie pojawi pomoc dobrych ludzi - nigdy się nie ziszczą. Wiem, ze każdy z nas ma swoje problemy, swoje życie. Ale spróbujmy czasem się zatrzymać przy takim apelu i zastanowić, czy na pewno mnie to nie dotyczy. Może nie dziś... Ale życie jest zaskakujące i nieprzewidywalne... Nikt z nas nie wie, co nam przyniesie jutro...

https://www.facebook.com/By-choroba-nie-odebra%C5%82a-sprawno%C5%9Bci-na-zawsze-SEBASTIAN-I-RAK-153404118355279/?fref=ts





sobota, 2 stycznia 2016

ŚWIATEŁKO W TUNELU...
Tomek chce żyć


Na kilka dni przed Bożym Narodzeniem dostałam telefon. "Dzień dobry. Nazywam się dr C. Dostałam pani telefon od dr W. Mam pacjenta. Potrzebuje pomocy w zbiórce na nowatorską chemię. To jego jedyna szansa". Kilkuminutowa rozmowa i wiem co robić. Oczywiście niezawodna Ala i Kawałek Nieba. Po kilku dniach telefon od Tomka. No to startujemy. Nie ma na co czekać.

POZNAJCIE TOMKA I JEGO HISTORIĘ WALKI Z RAKIEM. Dla niej. Dla Wiktorii...

Jak to się zaczęło? Normalnie. W 2010 r. zacząłem mieć problem z połykaniem. Poszedłem do lekarza, który zdiagnozował chorobę o nazwie achalazja, a problemy z nią związane miał rozwiązać prosty zabieg chirurgiczny… I właśnie wtedy, podczas zabiegu lekarze odkryli coś, co postawiło mój poukładany świat na głowie. GUZ NOWOTWOROWY, KTÓRY UWIŁ SOBIE GNIAZDO MIĘDZY ŚCIANAMI PRZEŁYKU. Zaawansowany na tyle, że zniszczył w dużej części żołądek, zaatakował przełyk i węzły chłonne.
Podjąłem walkę z RAKIEM. Miałem 25 lat, cudowna córeczkę Wiktorię i ukochaną żonę Małgosię. Lekarze zdecydowali o całkowitym usunięciu żołądka, części przełyku i węzłów chłonnych. Wtedy już wiedziałem, że to dopiero początek mojej walki o życie. Ale chciałem żyć, chciałem walczyć, byłem gotowy na każdą ofiarę. I zaczęło się. Chemioterapia na zmianę z radioterapią, wiele tygodni bólu,
osłabienia, upokorzenia i co tu kryć.- strachu. Ja – twardziel, policjant, bałem się, ale nie zamierzałem pozwolić chorobie zdominować swoich planów. I było warto przejść przez ten koszmar onkologicznego piekła. Bo lekarze po kilku miesiącach powiedzieli słowo, które każdemu choremu na raka dodaje skrzydeł: „REMISJA”!.



Nikt, kto nie przeszedł dramatu choroby nie wie, jak słodko brzmi w uszach to słowo, że może być jak najpiękniejsza muzyka. Miałem już tylko kochać moje kobiety, być dla nich, żyć i afirmować życie, pomagać tym, którzy stanęli oko w oko z potworem, którego ja pokonałem. To był mój plan na NOWE ŻYCIE, które kochałem tak samo mocno jak Wiktorię i Małgosię.
Badałem się regularnie, pilnowałem diety i nic nie wskazywało na to, że ON – mój największy przeciwnik znów zdominuje nasze życie… Ale on się tylko przyczaił. W 2014 roku poddałem się kolejnemu badaniu TK. I dostałem jak obuchem. ON wrócił. Pojawił się w śródpiersiu, wątrobie, kościach, płucach…
Ale nie zamierzałem się poddać. Moi lekarze też nie. Dzięki nim dostałem się do eksperymentalnego programu leczenia nowotworu chemią o nazwie HERCEPTYNA sponsorowanego przez szwajcarską firmę farmaceutyczną.. Leczenie nie gwarantowało mi w 100 % wyleczenia, ale dawało szanse, a ja chciałem skorzystać z każdej, jaką mi podaruje los. Moja córka ma imię na część bogini zwycięstwa… To zobowiązuje. 6 cykli mega chemii. Po trzecim lekka remisja choroby, po szóstym delikatna progresja. I to mnie zdyskwalifikowało z udziału w programie…
Potem kolejne TK i wielka radość – lek działa, JEST REGRES! I co z tego? Do programu nie mogłem wrócić. Tak trafiłem do CO w Krakowie, gdzie moja wspaniała lekarz podjęła się walki o moje życie. Dzięki jej determinacji otrzymałem cztery dawki herceptyny w ramach darowizny. Dzięki mojej Pani Doktor znów zapłonęło światełko nadziei, bo wyniki badań pokazują, że lek działa, a choroba poddaje się leczeniu. I jak szybko zapłonęło, tak szybko zgasło. Firma farmaceutyczna wycofała się z darowizny, bo przez to NFZ nie wpisuje jej leków na listę leków refundowanych. A bez tego leku nie mam szans na życie. Jego koszt to 8.000,00 zł – 10.000,00 zł (zależnie od kursu euro) co trzy tygodnie. I znów moja Doktor stanęła ramię w ramię ze mną w tej walce. To dzięki niej od kilku dni jestem podopiecznym Fundacji Kawałek Nieba. 

Dziś już jestem na to gotów, by poprosić o pomoc, o wsparcie mojej walki o życie, które kocham tak samo mocno jak moją córeczkę. Bo Wiktoria znaczy Zwycięstwo. Wierzę, że zwyciężę. Ale sam nie dam rady. Dlatego proszę – pomóżcie mi i rozpalcie to światło, które daje mi nadzieję… Chcę walczyć, chcę wygrać. Dla niej. Dla mojej Wiktorii…


Pomóc Tomkowi można dokonując wpłaty na konto:
Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba”
Bank BZ WBK 31 1090 2835 0000 0001 2173 1374
Tytułem: “416 pomoc w leczeniu Tomka Warzechy”
wpłaty zagraniczne: PL31109028350000000121731374

swift code: WBKPPLPP

Aby przekazać 1% podatku dla Tomka:

należy w formularzu PIT wpisać KRS 0000382243
oraz w rubryce ’Informacje uzupełniające – cel szczegółowy 1%’
wpisać “416 pomoc dla Tomka Warzechy”


Możecie również dopingować Tomka w jego walce tutaj:  https://www.facebook.com/%C5%9Awiate%C5%82ko-w-tunelu-TOMEK-I-RAK-408188849390848/